poniedziałek, 27 maja 2013

Rozdział VIII



Przepraszam, że tak długo. Jednak zostałam pozbawiona komputera ;c Zapraszam was do czytania tego bloga:Klik  Licze na was.
Ten rozdział dedykuje Natalii (Astorii) To ona mnie zachęca do pisania. I podziękujcie jej za ten rozdział. :*/Hedwiga
___________________________________________________________________________




Hermione obudziła burza, niebo było całe czarne, co kilka minut było jasno. Dziewczyna leżała w łóżku, patrzyła się w okno. Było jej bardzo smutno. Nie wiedząc, czemu, kilka godzin wcześniej była bardzo szczęśliwa. Co kilka chwil się uśmiechała i patrzyła w oczy przystojnego Rudzielca. Teraz chciała zniknąć, rozpłynąć się. W domu wszyscy spali, tylko jeden chłopak leżał w łóżku i myślał. Obiektem jego rozmyślań była piękna szatynka.
Oboje leżeli na łóżkach, rozmyślali o sobie. Byli nieszczęśliwi, każdy wierzył w to, że ta dwójka będzie nową parą w szkole. Hermiona leżała w pokoju Ginny, natomiast Fred leżał w swojej sypialni, którą dzielił wraz z bratem bliźniakiem. Rudowłosa obudziła się, co chwila wierciła się z boku na bok.
-Herma, jutro idziemy na zakupy. Tak, jaka ja jestem genialna-dziewczyna, zaśmiała się i zerwała z łóżka. Pobiegła do łazienki siedziała tam już godzine.
„Jak ona tak może? Ja nie rozumiem, nagle sobie coś wymyśli i ma być dobrze.”- Szatynka była zła. Jutro nie dałaby rady. Miała jechać na obiad do rodziców. Ginny wyszła z łazienki i usiadła na łóżku jej przyjaciółki.Ubrana była w śliczną miętową koszulkę, i szare krótkie spodenki. Jej włosy były lekko pofalowane, grzywka delikatnie odstawała od reszty włosów.
-Ginn, ja nie mogę jutro jechać. Nie dam rady jade z Jeremy’m na obiad do rodziców.
Chcą go lepiej poznać, i wiesz ja też za nimi tęsknie już- Hermiona lekko się uśmiechnęła.
-Dobrze, kochanie nie ma sprawy. Ja jutro spotkam się z Harry’m, CI MUGOLE jadą na jakieś wakacje, Harry oczywiście zostaje. Spotkamy się u niego- Ruda postawiła nacisk na kilka wyrazów.
-Ginny, moi rodzice to TEŻ MUGOLE- Rudej uśmiech zszedł z twarzy.
-Jeju, przepraszam Mionka, nie chciałam. Twoi rodzice są super jak na mugoli. Naprawde, są fajniejsi niż nie jedni czarodzieje- dziewczyna, podskoczyła do przyjaciółki i ją mocno przytuliła. Hermiona wstała i poszła do łazienki, jak zawsze ciało namydliła żelem o zapachu fiołków. Stała, a woda ciekła po jej szczupłym ciele. Ciało Gryfonki nabrało delikatnych kształtów. Zauważyła, że o wiele więcej chłopców było dla niej miłych. Sama nie rozumiała, dalej była tą samą Hermioną. Po kilkunastu minutach prysznica, wyszła. Ciało wytarła miękkim ręcznikiem. Włosy spieła w luźnego koka, zarzuciła na siebie delikatną koralową bluzkę i czarne dresy. Uwielbiała chodzić w tych ciuchach, czuła się wtedy jak w domu. Bardzo tęskniła za swoim lekko fioletowym pokojem. Wiedziała, że nie jedna nastolatka pozazdrościłaby jej takiego pokoju. W jej wspomnieniach sypialnia była delikatnie fioletowa, łóżko było koloru ciemnego drewna, na którym było pełno małych miękkich poduszeczek. Na ścianach porozwieszane były różne obrazy, zdjęcia, plakaty. Tęskniła za swoim przytulnym azylem. Wyobrażała sobie jak w nim teraz pachnie. Po chwili otrząsnęła się i poszła do kuchni. Schodząc wpadła na Georga.
-Mała? Chodźmy dziś na spacer. Wiesz, świetnie mi się z tobą gada. Widze, że nie masz  humoru na nic, więc postaram się coś na to zaradzić- Rudzielec lekko się uśmiechnął.
-Możemy iść, no trafiłeś w sedno- Hermiona posmutniała.
Zeszli na dół i usiedli przy stole, Gryfonka omijała wzrokiem Freda. Nie miała ochoty z nim rozmawiać.”Jaka ja jestem głupia. Jestem z Jeremy’m, a ciągle ciągnie mnie do Freda. On jest taki… nie wiem jak to nazwać”- myślała. Z zamyślenia wyrwał ją głos pani Weasley.
-Hermiono jedz śniadanie. Musisz troche przytyć. Jesteś taka chudziutka. Twoja mama mówiła, że jutro jedziesz z Jeremy’m do nich na obiad. Zostajesz na noc?-Molly, jak zawsze była ciekawa wszystkiego.
-Taaak, chyba zostane na noc w domu-dziewczyna czule się uśmiechnęła.
-A, co, ten Gilbert będzie spał u was?-zapytał wrednie Ron.
-On ma imię Ronald, tak Jeremy zostaje u mnie na noc. Nie pasuje ci coś?- skrzywiła się i wyszła z kuchni.
-No brawo RONUŚ, jak zawsze kochany i miły- wycedził przez zęby Fred, chłopak wstał i odszedł od stołu. Ron wstał za nim i podbiegł do niego.
-Ej, o co ci stary chodzi?- zapytał się zdziwiony.
-Jak zawsze wszystko spieprzysz- chłopak szybko popędził w strone schodów.
Wbiegł do swojego pokoju i rzucił się na łóżko. Po chwili wstał i poszedł do łazienki. Popatrzył w lustro, przypatrzył się swoim oczom. Na nich malował się smutek i rozpacz.
Chłopak odkręcił wodę i wszedł pod prysznic. Myślał cały czas o pewnej pięknej dziewczynie. Nie mógł powstrzymać swoich myśli. Po jego ciele spływała gorąca woda, każdy mięsień był podkreślony. Jego brzuch przyozdabiały wyrobione mięśnie. Większość dziewczyn marzy o takim mężczyźnie. Wiedział to, jednak ta, którą kochał, nie zwracała na niego uwagi. Chłopak wyszedł spod prysznica, a w pasie owinął się ręcznikiem.
Na jego łóżku siedziała pewna śliczna dziewczyna. Podeszła do niego i patrząc mu prosto w oczy zaczeła mówić.
-Freddie, ja tak nie mogę. Jestem z Jeremy’m i jestem bardzo szczęśliwa. Wiem to co się ostatnio działo było moją winą. Te wszystkie sytuacje ja prowokowałam. Przepraszam, ale ja tak nie mogę- wybiegła z pokoju. Rudzielec cały czas stał w jednym miejscu, i patrzył na drzwi. Po chwili wściekły uderzył pięścią w ścianę. Szybo się ubrał i postanowił spotkać ze swoją dziewczyną.

            *          *          *         

Hermiona siedziała na łóżku, myślała cały czas o jednej osobie. O tym chłopaku, któremu przed chwilą złamała serce. Do pokoju wtargnął George, chwycił dziewczyne za ręke i pociągnął za sobą.
-Miona idziemy na spacer. Bez dyskusji- uśmiechnął się szyderczo.
Dziewczyna nawet nie stawiała oporu. Poszła za śladami chłopaka. Siedzieli nad jeziorem, rozmawiali śmiali się i wygłupiali.
-Herma, mogę zadać ci pytanie?- zagadnął speszony.
-No wal, obiecuje odpowiem szczerze-uśmiechneła się.
-Kochasz Jeremy’ego?- zapytał, a uśmiech spełzł mu z twarzy.
-Ja… nie wiem. Czuje coś do niego, ale…- nie dokończyła zdania.- Czujesz też coś do Freda?- chłopak wiedział, co jest powodem smutku Hermiony.
-Jakbyś czytał mi w myślach- uśmiechnęła się lekko.
Siedzieli w ciszy. Jednak po kilkunastu minutach już się świetnie bawili. Obiecali sobie, że to, co się dzieje na spacerach zostaje na spacerach. Wrócili do domu, i Hermiona postanowiła wybrać się na Pokątną. Ubrała rurki i wyszła z pokoju. Już miała wchodzić do kominka, gdy rozbłysły zielone płomienie. Wyszedł z nich wściekły Fred.
-Co się stało?-zapytała oniemiała Hermiona.
-Zerwałem z Bonnie, to się stało- rozzłoszczony pobiegł na góre.
Hermiona zdezorientowana udała się na Pokątną. Szła ulicą i zauważyła całująca się pare.
„Jak słodko”- pomyślała, myśląc o swoim chłopaku. Widziała ciemno włosą dziewczyne i wysokiego chłopaka. Stał on do niej plecami. Patrzyła się i już miała odchodzić, gdy zobaczyła twarz wysokiego mężczyzny. Jej serce zamarło. Nie wiedziała co ma z sobą począć, stała zamurowana. Do jej oczu napłynęły łzy, szybko spadły na jej pierś, całe policzki były mokre. Nagle zobaczyła oczy chłopaka, podbiegł do niej.
-Hermiono ja… przepraszam cie. Nie chciałem nic takiego. Ja tylko ciebie kocham. Naprawde, Bonnie dla mnie nic nie znaczy- wysapał.
-Co? Kochasz mnie? Hahahahaha, dobre sobie. Gdybyś mnie kochał, nie całowałbyś się z tą… wywłoką. Fred ją rzucił, a ty już ją pocieszasz. Zapomnij o mnie- wycedziła i zalana łzami pobiegła.
-Czekaj! Kto był przy tobie po zajściu w lesie? Gdy napadli was śmierciożercy?- zapytał ze smutkiem w oczach.
-CO? Nie mówiłam nikomu, że to było w lesie. Miałeś z tym coś wspólnego?- krzyczała
-Jaaa, nie wiem. Domyślam się- speszył się.
-Ty tam byłeś? To ty spetryfikowałeś Georga?- krzyczała coraz głośniej.
-Ja? Myślałem, że to ten drugi. Nie chciałem…- spuścił głowe.
-Jak mogłeś! Ufałam ci. Wynoś się z mojego życia- wzięła jego ręke i zobaczyła na przed ramieniu mroczny znak. Poczuła ukłucie w sercu i szybko się teleportowała.
Wbiegła do pokoju i rzuciła się na łóżko.
„Jak on mógł, on jest ŚMIERCIOŻERCĄ.”- jej myśli krzyczały.
Do pokoju weszła Ginny, podbiegła do przyjaciółki i przytuliła ją.
-Co się stało?- wyszeptała Ruda.
-Jeremy, on całował się z Bonnie, i on spetryfikował wtedy Georga. On myślał, że to Fred. On był wtedy, gdy rzucali na mnie Cruciatus, i on nic z tym nie zrobił. On… ja się w nim zakochałam- Ginny patrzyła na nią, jej oczy zmieniły wyraz. Na jej twarzy malowała się wściekłość.
-Ja… zabije go. Zdrajca, od początku go nie lubiłam- wykrzyczała, wzięła różdżkę w dłoń i wybiegła.
Hermiona leżała na łóżku, cały czas płakała. Nie myślała, że przez kogoś będzie tak cierpieć.
„Jak, ja mogę być taka głupia? On mógł go zabić!”- czarne myśli nie mogły przestać napływać do jej głowy. Po kilku godzinach, płaczu Hermiona zasneła. Miała całą noc koszmary, śnił jej się Puchon, i George. Przyśniło jej się zdarzenie z lasu.
Stała sparaliżowana, mężczyzna nie miał maski.
Jego oczy były pełne złości, przypomniała sobie jak patrzyły na nią z miłością.
Teraz były puste, pełne nienawiści i żądzy, i nagle mężczyzna podniósł różdżkę w stronę Rudzielca i wykrzyczał „Avada Kedavra”. George osunął się na ziemie. Po jego policzku pociekła łza, nie oddychał. Jego klatka piersiowa opadła, uśmiech znikł, a całe ciało było zimne i sztywne. Hermiona wołała i krzyczała.
-Uważaj, zaraz zrobie to samo z tobą, jeżeli się do mnie nie przyłączysz. Brązowooka- wykrzyczał z pogardą i splunął w ich stronę.
-Nigdy, Harry pokona go. Jesteś słaby Jeremy. Twoje serce jest wypełnione dobrocią. Jednak jesteś za słaby- mówiła przez łzy.
-Ty wredna szlamo. Avada Kedawra- wykrzyczał.
Hermiona obudziła się cała spocona i zimna. Już nie spała tej nocy.

            *          *          *

Mineło kilka dni, dziewczyna nie mogła się pogodzić z myślą o śmierci Georga, cały czas pocieszała się, że był to tylko sen. Zeszła na śniadanie. Ubrana była w czarne rurki, czarną bokserkę i czarny sweter. Nie miała nastroju by się stroić. Chciała umrzeć, to przez nią mógł zginąć jej przyjaciel. Katowała się tymi myślami, miała ochote powiesić się. Nawet już chciała przygotować sznur. Jednak Fred zaprosił ją na wieczorny spacer. Tylko to ją powstrzymało.Zjadła śniadanie w ciszy, nie miała chęci by być miła. Hermiona Granger zmieniła się, nie tylko z wyglądu, ale też była ponura i markotna. Nie widziała sensu życia. Jedno wydarzenie tak podziałało na tę nastolatkę. Po zjedzeniu posiłku poszła na górę, myślała o wojnie dobra ze złem.
„A co jeżeli chciałabym być zła? Może i było by mi dobrze? Jeremy ma rację. Ja zostane śmierciożercą. NIE! Co ja plote? Moje serce jest dobre, i ja też taka jestem. Przypominały jej się słowa Dumbeldora „ Nie rzecz w tym, jaki jesteś, lecz jaki nie jesteś””- Hermiona była wściekła, nie wiedziała, na co. Czuła się zła na Harry’ego, za to, że musi zabić Voldemorta.
Była wściekła, i chciała… zabić wybrańca.
Jednak do pokoju wszedł rudowłosy przystojny chłopak. Cała złość wyparowała. Fred chwycił ją za ręke i pociągnął za sobą. Wyszli z Nory i poszli się przejść, śmiali się rozmawiali. Hermiona ukrywała prawdę o Jeremy’m. Wiedziała, że Fred byłby w stanie zabić Puchona. Stali na ziemi wokoło były drzewa. Ich ciała były blisko siebie, milimetry dzieliły ich od siebie. W pewnej chwili zaczął padać deszcz. Wszystko było mokre, Fred chwycił Gryfonkę w pasie i zaczął biec. W jednej chwili oboje leżeli w błocie, cali ubrudzeni. Hermiona śmiała się w niebo głosy.
-Co cie tak śmieszy?- zapytał, rozbawiony Rudzielec.
-Nie nic… Panie Brudasie- zaczeła uciekać, wywróciła się. Zaczeli rzucać w siebie błotem. Była szczęśliwa. Po chwili już leżeli na ziemi.
-Moja brązowooka- wyszeptał jej do ucha Fred.
Na te słowa Hermiona poczuła ból, posmutniała przypomniał się jej Jeremy. Nie chciała go znać, miała ochotę wymazać go z pamięci. Jednak nie wiedziała, że ta postać odegra wielką role w jej życiu.


Przepraszam, rozdział bardzo krótki ;c Jeżeli chcecie być informowani o rozdziałach, lub chcecie mnie informować to jest moje gg.: 35027656
Polecam wam blogi, które są w obserwowanych. :* Dziękuje za przeczytanie, liczę że zostawicie komentarz. /Hedwiga

poniedziałek, 20 maja 2013

Rozdział VII



Hermiona leżała zaspana na torsie Jeremy’ego. Myślała o wczorajszym wieczorze, była szczęśliwa. Pocałowała chłopaka i usiadła na łóżku, Jeremy obudził się i pocałował dziewczyne w usta.
-Jak się spało myszko?-zapytał,z uśmiechem na twarzy.
-Jeju… nie pamiętam, kiedy tak dobrze spałam. Nawet nie wiesz, jaki twój brzuch jest wygodny-puściła oczko do swojego chłopaka.
Wstała i poszła do łazienki, weszła pod przysznic. Ciało namydliła żelem, pięknie pachniał, jak maliny i mięta, stała kilka dobrych minut i pozwoliła wodzie spływać po jej ciele.
Wychodząc spod przysznica założyła lekką koronkową bielizne, ubrała szlafrok chłopaka i poszła do niego do pokoju. Jeremy stał zamurowany, piękno Gryfonki go onieśmielało.
Podszedł do niej, mocno przysunął do siebie i pocałował namiętnie w usta.
-Jak ty jesteś piękna, a masz coś pod tym szlafroczkiem?- rozwiązał, go i zobaczył, śliczną kremową bielizne. Przytulił ją mocniej i zaczeli się namiętnie całować. Hermiona odsunęła się.
-Cholera, miałam być już w Norze. Molly i Artur mnie zabiją- szybko, zaczęła się ubierać, chłopak pożyczył jej swoją luźną koszulke i jakieś dresy.
-Kocham cie mała, pamiętaj o mnie. I wiesz, ufam Ci. Tylko temu Rudzielcowi nie- pocałował ją i mocniej przytulił. Hermiona znikła, już po chwili stała w norze. Szybko pobiegła na góre i wchodząc do pokoju zobaczyła, słodko śpiącą Ginny.  Hermiona była głodna, zostawiła swoje rzeczy i zeszła na dół, w kuchni siedział Fred, George i Ron. Molly krzątała się po kuchni.
-Oooo. Hermiona, ależ ty słodziutko wyglądasz- zaśmiał się Georg
-Tak wiem…- dziewczyna, odwzajemniła uśmiech. Popatrzyła troche krzywo na Freda.
-Mamo, wieczorem nie będzie mnie na kolacji. Jade się spotkać z Bonnie. Nie czekajcie na mnie, wróce późno, albo rano- uśmiechnął się, i wyszedł.
-Fred poczekaj!-matka się uśmiechnęła-pamiętaj, ja nie chce być jeszcze babcią- uśmiechnęła się szyderczo. Wszyscy zaczeli się śmiać. –Mamo, nieee. Mnie to nie bawi- wyszedł oburzony. Hermiona siedziała i jadła śniadanie. Georg zapytał się jej czy pójdą na spacer, dziewczyna się zgodziła. Nie miała nic lepszego do roboty, Zbliżała się pora obiadu. Hermiona cały czas siedziała w swoim pokoju, nudziło jej się. Czytała jakieś mugolskie opowiadanie. Nie wiedziała, co ma z sobą zrobić. Wstała i poszła do łazienki, było bardzo ciepło, dla ochłody wzięła letni prysznic. Włosy upieła w luźnego koka, na ciało założyła różową luźną koszule, spodenki do ,których wsadziła bluzkę, i swoje ulubione trampki. Oczy lekko musnęła tuszem. Usiadła na parapecie, była szczęśliwa. Jednak teraz myślała o Fredzie.
Wstała i wyszła, poszła do pokoju bliźniaków. Weszła i usiadła na łóżku.
Z łazienki w samym ręczniku wyszedł Fred. Hermiona skamieniała.
-Co ty chcesz?- zapytał, z grymasem- Czekaj przebiore się i możemy porozmawiać.
-Ja… no. Idź się ubierz-Hermiona siedziała zawstydzona. Nie wiedziała czy wyjść, czy może siedzieć i czekać. Wstała i podeszła do okna. Fred wyszedł i zaczeli rozmawiać.
-Co chcesz?- powiedział, od niechcenia.
-Ja… chciałam przeprosić,że tak naskoczyłam na ciebie. Nie wiem, co mi się stało-wydukała speszona.
-Dobrze, czyli wszystko po swojemu? O tym, co było w bibliotece zapominamy?-zapytał z nadzieją.
-A chcesz?- uśmiechnęła, się kokietersko chłopak zaczął się zbliżać do niej, lekko pochylił głowę do pocałunku.
-To zależy od ciebie-już miał ją pocałować, gdy ona się odezwała.
-Nie gadaj, tylko mnie pocałuj idioto- ich usta złączyły się w namiętnym pocałunku, Hermiona była szczęśliwa. Całowali się namiętniej, ich oddechy przyśpieszyły, chłopak podniósł ją, ona oplotła nogi na wysokości pasa. Fred odstawił ją. Cmoknął w policzek i wyszedł. Hermiona nie wiedziała, co się stało. Stała i patrzyła się w drzwi. Po chwili do pokoju wszedł George.
-Mionka? Czy wy się całowaliście?- zapytał, uśmiechnięty
-Niee?- kłamała, przyjaciel by się z niej śmiał.
-Dobra, królewno. Idziemy na ten spacer?- zapytał się, na co ona się tylko uśmiechnęła i chwyciła go za ręke. Szli przez lasek, śmiali się, wygłupiali. Dziewczyna, czuła się dobrze w towarzystwie Georga. Nie wiedziała, czemu ale oni byli sobą, i zawsze jakoś się dogadywali.
-Wiesz, nie układa mi się z Caroline- odrzekł smutny.
-Dlaczego?- nie wiedziała, co powiedzieć. Wiedziała, że zależy mu na Caroline.
-Wiesz ona chce wyjechać do Beabatoux, a ja nie chce żeby mnie zostawiała. Kłócimy się o to, prawie zawsze. Oczywiście kocham ją, nie trwa ten związek tak długo, ale jednak zależy mi na niej. Bonnie też, chce wyjechać. Nie mogę jeszcze mówić Fredowi, nie mów mu tego. Proszę cię- uśmiechnął się z nadzieją.
-Dobrze nie powiem, Georg przykro mi, naprawdę-podeszła do niego i przytuliła.
-Dziękuje-pocałował ją w policzek.
-Dalej szli i trochę się śmiali, rozmawiali i Hermiona poczuła się dziwnie, poczuła ukłucie w sercu. Nie wiedziała, co się dzieje. Ziemia zaczeła się usuwać, dziewczyna nic nie widziała, prócz mgły, zaczęło być ciemno, poczuła mrowienie w nogach, było zimno. Po ciele przeszył ją ogromny ból. Pomyślała o rodzicach, i Ginny, Harry’m, Ronie. To nic nie dawało, pomyślała o Fredzie, ból ustąpił. Postać w kapturze, znikła. Obok jej ciała, leżał spetryfikowany Geroge. Hermiona rzuciła się do ciała przyjaciela, wołała o pomoc. W pewnej chwili wyłoniło się kilka osób w czarnych szatach. Dziewczyna przerażona teleportowała się do Nory. Nikt ich nie zauważał, Hermiona zaczeła krzyczeć.
-Boże, co się stało!?-krzykneła Molly. Wszyscy do nich podbiegli
-My… szliśmy…oni nas napadli. ŚMIERCIOŻERCY-Hermiona krzyczała, łzy ciekły z jej policzków. -Ja nie wiem, co mam robić. George nie… oni rzucili na mnie Cruciatus. Ja bym go uratowała. Ja nie chce, on nie może umrzeć- Gryfonka, płakała.
-Kochanie, on żyje. On został tylko spetryfikowany. Będzie dobrze. Zaraz zjawią się aurorzy-Molly przytuliła dziewczyne, i kazała iść Ginny z nią do pokoju.
-Na…naapisz do Jeremy’ego-wydukała.

                        *          *          *

Leżała na łóżku, nie wiedziała, co może zrobić, czekała na swojego chłopaka.
Cała się trzęsła, Ginny nigdy nie widziała jej takiej. „Co ona czuje do Georga, że się tak tym przejęła?” Mineło kilka godzin. Jeremy zjawił się w pokoju, podbiegł do łóżka Hermiony, pocałował ją.
-Kochanie, jestem tu. Nie pozwole cie skrzywdzić nikomu- wyszeptał, do jej ucha. Gryfonka uspokoiła się. Do pokoju wtargnął Fred.
-Gdzie jest Mionka?-zamarł, gdy zobaczył Puchona obok łóżka, dziewczyny.-Co ty tu robisz?
Ona ciebie nie potrzebuje. Odsuń się- Fred krzyczał.
-Fred, uspokój się. Hermiona poprosiła, by był przy niej- skrzywiła się Ginn.
-Jak to? Co? Przecież ona…- umilkł i popatrzył na Hermione leżącą na łóżku.
-Uspokój się Rudzielcu- a teraz wyjdźcie. Ja się nią zajme.
Gryfoni zmierzyli go i wyszli.
-Ginn, co to było?- zapytał,- Nie wiem…-on wyrzucił mnie z mojego pokoju.
Hermiona leżała na łóżku, Jeremy siedział przy niej. Całował ją w czoło, co chwila.
Mineło już kilka godzin. Fred przyszedł, do pokoju z zupą i herbatą.
Jeremy go zmierzył i chciał już mu dopiec, ale ugryzł się w język.
-Co? Podoba ci się moja dziewczyna? Nie zbliżaj się do niej- wstał, i napiął mięśnie.
-CO?! Czy ty mi grozisz?- Fred był wściekły, wyprostował się, i podszedł do chłopaka blisko.
-Nie. Tylko kulturalnie radze, uważaj bo spotka cie los gorszy od twojego klona- chłopak nie był dłużny już miał wymierzyć cios, gdy Hermiona usiadła.
-Co wy wyprawiacie?- Gryfonka nie miała siły mówić.
-My nic? Rozmawiamy. Prawda Fredzik- Puchon uśmiechnął się szyderczo.
-Jeremy, chodź tu- dziewczyna wydukała, ledwo kilka wyrazów.
-Już kochanie. Podszedł do Hermiony i ją czule pocałował- Fred widząc to chciał podejść i dać mu w twarz. Jednak wstał i wyszedł. Nie chciał robić afery.
Jeremy po wyjściu Freda położył się obok Gryfonki i ją przytulił. Zaczeli się całować.
-Idź już. Zobaczymy się za kilka dni, napisz do mnie- pocałowała go namiętnie.
Chłopak odwzajemnił gest i zniknał. Hermiona leżała w łóżku.  Mineło kilkanaście minut, gdy do okna podleciała mała sówka. Gryfonka się uśmiechnęła.
„Kochanie
Możemy już się spotkać?
Nie, no dobra żartuje. Widzimy się pojutrze.

Kocham cie twój Jer.”

Hermiona uśmiechnęła się w duchu.”Ależ on jest kochany”- pomyślała. Spojrzała na karteczke i zarumieniła się. Po chwili położyła się spać. Mineło kilka minut była już w objęciach Morfeusza. Śnił jej się jak zawsze Rudzielec.
Siedziała przed kominkiem na bujanym fotelu.
Czytała, jakąś starą grubą książke.
-Hermiono, kochanie. Zachwile przyjdą Ginny i Harry, razem z James’em i Albusem- mężczyzna podszedł do niej, nie wyglądał jak młodzieniec.Raczej jak ktoś w wieku 30 lat.
-Dobrze Freddie, zawołaj Rose. Powiedz, że przyjadą kuzyni. Możliwe, że wpadnie jeszcze George- Kobieta wstała i pocałowała męża. Mała rudowłosa zbiegła ze schodów i rzuciła się Rudzielca.- Taaaatoooo! Postaw mnie- krzyczała, śmiejąc się.
Już malutka. Do domu zadzwonił dzwonek. Przed drzwiami stała, piękna rudowłosa kobieta, obok stał mężczyzna w okrągłych okulara. Do domu wbiegło dwóch chłopców.
Dzieci pobiegły na góre. Dorośli siedzieli i pili kremowe piwo. Śmiali się, do łez. Nagle w pokoju pojawił się, identyczny mężczyzna, wraz z śliczną murzynką i dwójką dzieci.
-George- krzyknęli wszyscy.- Ooo i Angelina- zaczęto się witać.
Po chwili wszyscy już siedzieli na kanapach. Jeden mężczyzna wstał i poprosił o uwage.
-Kochani chciałem ogłosić, że będziemy mieli w rodzinie kolejnego młodego Weasley’a.
Wszyscy klaskali, a Hermiona dostawała gratulację i buziaki.
-No może młodego dowcipnisia nazwiesz Georg? Tak po najprzystojniejszym Weasley’u?- Mężczyzna uśmiechnął się łobuzersko.
-Kochani to my też chcieliśmy coś powiedzieć. Bo Ginny, no ten wiecie. Jest w ciąży. -
Hermiona wraz z Ginn zaczeły płakać.

            *          *          *

Szatynka obudziła się z uśmiechem na twarzy, nie wiedzieć, czemu ale lubiła te sny.
Czuła się w nich, tak bardzo magicznie. Nie mogła tego pojąć, w rzeczywistości Fred tak bardzo ją denerwował. Kochała go jak brata. Nie było to do końca prawdą. To uczucie, które w niej było… nazywało się miłością. Ukrywała je w sobie, a ono jak magiczny płomień tlił się w jej sercu. Z każdą chwilą spędzaną z przyjacielem, dodawała płomykowi tlenu, a on z każdą sekundą tlił się coraz bardziej. W końcu po kilku dniach wakacji, zaczeli spędzać z sobą więcej czasu. Hermiona nie spotykała się tak często z Jeremy’m. Fred nie wiedząc, czemu zerwał z Bonnie. Gryfonka cieszyła się z tego. Dziś był piątek, była umówiona ze swoim chłopakiem. Dziewczyna wstała z łóżka, gdy obudziło ją pukanie do okna. Była to mała sówka, Jeremy napisał do niej liścik. Czy potwierdza spotkanie. Dziewczyna szybko odpisała i poszła do łazienki.  Do wanny nalała dużo wody, dodała olejku o zapachu kwiatów.
Rozebrała piżamę, zanużyła się po uszy w pachnącej wodzie. Siedziała ponad 20 minut. Co chwila nurkowała, nie wiedziała czemu. Lubiła być pod wodą, niesłyszeć nic prócz bicia jej serca. Wyszła z wanny, ubrała się w szlafrok. Podeszła do szafy i wyjęła sobie ciuchy. Stwierdziła, że ubierze czarne krótkie spodenki z wysokim stanem, białą bokserkę i na to ubierze luźną dżinsową koszule. Oczy pomalowała lekko eyeliner’em i tuszem. Na policzki i pod piękne brązowe oczy dała troche pudru. Włosy spieła w luźnego koka.
Wyszła z łazienki i popędziła na śniadanie. Przyjaciele oniemieli na jej widok.
-Hermiono- ślicznie dziś wyglądasz. Uśmiechnął się George.
„Co on wyprawia? Wie, że ja ją kocham”- myślał Fred.
Dziewczyna usiadła obok Georga, chłopak ją lekko przytulił. Wszyscy patrzyli ze zdziwieniem.- Nie, kochani my się przyjaźnimy- wypowiedzieli się oboje.
Fred siedział i jadł, tosty i jajecznice. Hermiona całe śniadanie wygłupiała się z Georgem.
-Młoda, idziemy się przejść?-zapytał z kokieterskim uśmiechem.
-Ammmm. No mogę, ale wiesz poźniej jade do Jeremy’ego-uśmiechneła się
Fred słysząc to zdanie, nie wytrzymał. Wstał i wyszedł. Trzasnął drzwiami i pobiegł do ogrodu. – A temu co?-zapytała ze zdziwieniem Gryfonka.
Wszyscy wzruszyli ramionami. Spacer z przyjacielem jak zawsze był cudowny. Siedzieli nad jeziorem, i rozmawiali. Nagle zapadła cisza.
-Dziękuje Ci- uśmiechnęła się do niego. – Za, co?-zapytał ze zdziwieniem.
-Za to, że jesteś- Hermiona pocałowała go w policzek. Wszystkiemu przyglądał się Fred.
Jego serce pękało na części. Nie wiedział, co ma myśleć. Wrócił do Nory, i rzucił się na łóżko. Hermiona, wróciła ze spaceru i poszła się lekko odświeżyć. Teleportowała, się do domu Jeremy’ego, już miała pukać do jego drzwi, gdy jakaś murzynka otworzyła drzwi.
-Bonnie? Co ty tu robisz? Myślałam, że spotykasz się dziś z Fredem- zadziwiona, zapytała.
-Nie, odwołałam spotkanie. Wpadłam tylko na chwile do Jeremy’ego.-To pa-cmonkeła go w policzek i odeszła.
-Kotku, co to było? Kim wy jesteście dla siebie?- Hermiona była bardzo zazdrosna.
-Nic, ja i Bonnie się tylko przyjaźnimy. Nic więcej, mój mały zazdrośniku. Ja ci nie zabraniam, się przyjaźnić z tym Rudzielcem- chłopak wykrzywił się i pocałował dziewczyne.
-Dobrze, ale nie mów tak o nim. To jest mój przyjaciel. Ja nie mówie tak o Bennet- zmierzyła go, i odsunęła się o metr.
-Kochanie, ale z ciebie zazdrośnik. Ja widze jak ON się na ciebie patrzy. I to nie jest łatwe, gdy wiem że mieszkacie przez całe wakacje razem. Mi zabraniasz się zadawać z Bonnie?
-był na nią zły.
-Dobrze widze, że mi nie ufasz. Wracam do TEGO Rudzielca- Hermiona już miała się teleportować. Chłopak podszedł, do niej i ją pocałował.
-Nie Jer. Nie chce mi się dziś z tobą gadać przepraszam- pocałowała, go i zniknęła.

                *             *           *


Hermiona, wróciła do domu. Położyła się na łóżku, i już miała zasypiać, gdy do pokoju wszedł Fred. Podszedł do dziewczyny i ją przytulił.
-Mionko, nie przejmuj się nim. On nie jest tego wart- pocałował ją w czoło.
-Dziękuje, wiesz nie mów tak o nim- uśmiechnęła się. –Przepraszam, ale nie lubie jak się obrażacie-dodała.
-Hermiono, co się stało. Miałaś z nim spędzić wieczór- uśmiechnął się.
-Wiesz, pokłóciliśmy się. Bo wychodząc od niego, była u niego dziewczyna. I … nie chce mi się rozmawiać o tym. Możesz już sobie iść?- uśmiechnęła się sztucznie.
-Nie, nigdzie nie pójde. Idziemy razem się przejść- pociągnął ją za ręke. Dziewczyna nie chciała wstać. Chłopak wziął, ją na ręce i zbiegł po schodach. Wybiegł, na podwórko, i przewrócili się na trawę. Śmiali się i wygłupiali. Hermiona była szczęśliwa, nie pamiętała, kiedy tak świetnie się bawiła. Jeremy był bardzo romantyczny, ale nie potrafił się wygłupiać.
Leżeli na trawie, chłopak objął ją ramieniem. Nagle w ogrodzie zjawił się wysoki brunet.
-A tak to jesteś zła? Od razu lecisz w ramiona tego FRAJERA?- Jeremy nie ukrywał złości.
-Nie mów tak o nim- wykrzyczała.
-Wynoś się stąd. Nikt cię tu nie prosił- Fred napiął mięśnie. I już miał wymierzyć cios w twarz. Jeremy złapał go za rękę i wykręcił ją.
-Nie ładnie to tak, bić ukochanego przyjaciółki. Odrzucił Freda i zniknął.
-Hermiono? Nie widzisz, jaki on jest?- Rudzielec, był wściekły.
-On jest tylko zazdrosny. Nie bądź zły. On się tylko taki wydaje- Hermiona uśmiechnęła się i chciała iść do Jeremy’ego. Jednak ktoś złapał ją za ręke.
-Wydaje ci się. On nie jest taki jak myślisz Hermiono- przytulił ją. Ona tylko odskoczyła.
-Nie znasz, nie oceniaj!-wykrzykneła i pobiegła do pokoju.
Ginny przytulała się z Harry’m na łóżku. Wybraniec widząc twarz przyjaciółki, wstał i wyszedł z pokoju.
Hermiona usiadła na łóżku i zaczeła zwierzać się przyjaciółce.
Mineła już godzina 3 w nocy. Dziewczyny nie miały powodu do śmiechu. Rozmawiały o Fredzie, Jeremy’m i Hermionie.
-Nie myślisz,że on jest nie halo?-zapytała Ruda.
-Nie. On mnie kocha, ja też jestem szczęśliwa z nim. Wiesz Ginn, ide spać. Dobranoc- Hermiona była wściekła, poszła do łazienki i umyła się. Po chwili już spała w łóżku.
Jeremy, leżał w swoim pokoju, na wielkim wodnym łóżku. Myślał, jak pozbyć się Rudzielca.
Fred natomiast, chciał wstać i pójść do Hermiony, wyznać jej co czuje. Bał się tylko jej reakcji. Chłopak, leżał w łóżku. George słodko spał. Rudzielec zszedł do kuchni by zrobić sobie, coś do jedzenia. Chłopak, usiadł przy sole, i zjadł dwa tosty. Chłopak miał już wstawać, gdy do pomieszczenia weszła śliczna szatynka. Była ubrana w różową bokserkę i krótkie spodenki. Włosy miała, delikatnie spięte. Na widok chłopaka jej oczy uśmiechnęły się.
-Co ty tu robisz? Widzę, że nie tylko ja zgłodniałam-uśmiechneła się czule.
-Tak, chcesz tosta?-uśmiechnął się.
-Pewnie, ja zrobie coś chłodnego do picia. Co ty na to?- wstała i zaczeła robić lemoniade.
Usiedli i jedli tosty, popijali je lemoniadą. Chłopak nie wiedział, co to jest.
Rozmawiali prawie do rana. Hermiona czuła, że coś między nimi zaiskrzyło. Nigdy nie czuła się tak swobodnie przy jakimś chłopaku. Chyba, że przy Harry’m, Ronie lub Georgu. Przy Fredzie, zawszę się spinała.
-Myślisz, że sny się spełniają?-zapytała, z jakby nutką nadziei w głosie.
-Tak. Chciałbym, żeby moje się spełniły- chłopak wstał i podszedł do dziewczyny.
-Zrób coś by się spełniły- dziewczyna, podeszła i przytuliła, go.
On chciał, już ją pocałować.- Fred, ja mam chłopaka a ty dziewczyne. Nie mogę tak. Przepraszam- dziewczyna odeszła, zostawiła chłopaka stojącego, ze smutną miną.
Było jej przykro. Wróciła, do swojego pokoju. Nie wiedziała, co ma zrobić. Zaczeła się zakochiwać w nim. „Ja przecież, kocham Jeremy’ego”- pomyślała.
Po kilku minutach wiercenia, na łóżku, oddała się w ręce Morfeusza.

Mam nadzieje że się spodoba. ;* Wierzę, że zostawicie komentarz. ;)
Jest to jeden z dłuższych rozdziałow.-Hedwiga

piątek, 17 maja 2013

Rozdział VI



Fred leżał na łóżku, z jego oczu ciekły łzy. Było mu przykro. Hermiona czuła coś do niego, a on przez swoją urażoną dumę to zepsuł. Leżał już kilka godzin, myślał o Gryfonce, Bonnie i Jeremy’m. Myślał, że gdyby nie pojawił się Puchon wszystko byłoby dobrze.
Miał żal do samego siebie. Myślał jakby to teraz wyglądało, gdyby podszedł do niej i ją od razu pocałował, zamiast się kłócić. Nagle do pokoju wpadł George.
-Stary, i co mamy nową parę w Hogwarcie?-uśmiechnął się, jednak na widok brata uśmiech zszedł z jego twarzy. – Ej weź, ona się popłakała. Mówiła mi o bibliotece. Zależy jej na tobie. Stary ona płakała, gdy zobaczyła ciebie i Bonnie- dodał George.
-Ona wykrzyczała, że mnie nienawidzi! Mam o niej zapomnieć, bo ona „Jest dla mnie MARTWA!”-ostatni wyraz wykrzyczał, jego serce pękało.
-Będzie dobrze, obiecuje- bliźniak przytulił brata.
Fred położył głowe na poduszce, z jego policzków pociekły łzy.
Hermiona leżała na łóżku i myślała, nie wiedziała, co ma zrobić. Od wyjścia Freda, cały czas płakała. Nie mogła wytrzymać, była opuchnięta, jej twarz była cała mokra od łez. Chciała się przytulić do Jeremy’ego. Wiedziała, że do Freda nie może. Przy Puchonie czuła się wyjątkowo bezpieczna. Jej serce było podzielone na dwie części. Jednak ta większa należała do Rudzielca. Hermiona nie zdawała sobie sprawy, z tego. Chciała być z Jeremy’m, tak przynajmniej mówił jej rozsądek. Jednak jej serce wołało imię Gryfona.
Dziewczyna podniosła się i usiadła na łóżku. Wzięła do ręki zdjęcie jej i Freda. Było magiczne, ruszali się. Hermiona poczuła ukłucie w sercu na widok ich przytulających się.
Wściekła i zrozpaczona rzuciła zdjęciem w ściane. Ramka roztrzaskała się dziurawiąc fotografię. Hermiona na ten widok rzuciła się w strone zdjęcia. Wybuchła płaczem, chciała pozbierać szkło, całe ręce były pocięte. Nagle do pokoju teleportował się Jeremy.
Na widok zapłakanej dziewczyny, serce mu się krajało. Podszedł do dziewczyny, przytulił ją. Na widok krwi z jej rąk, wziął różdżke do ręki i rzucił zaklęcie uzdrawiające.
Wskazał na szkło i wyszeptał – Reparo. Dziewczyna rzuciła mu się na szyje. Pocałowała go.
-Dziękuje ci- wyszeptała.
-Za, co?- chciał, się zaśmiać. Jednak tylko mocniej przytulił ją.
-Za to, że jesteś. Dzięki tobie się nie poddaje- pocałowała, go. On tylko do ucha wyszpetał: Kocham cię.  Dziewczyna tylko pocałowała go w usta. Większość wieczoru przeleżeli w łóżku. Przytulali się, Hermiona nie miała wątpliwości, że to z Jeremy’m chce teraz być. „To z Freddiem nie może się udać”- pomyślała i wtuliła się w tors, swojego chłopaka.
Dziewczyna po kilku godzinach rozmowy zasneła. Chłopak pocałował ją w czoło i przykrył kołdrą. Chciał zostać z nią do rana, jednak postanowił, że nie będzie się narzucał. Po chwili już go nie było. Teleportował się.
Hermiona stała przed wielkimi drzwiami. Ku jej boku był jej ojciec.
Ubrana była w piękną białą suknie. Była ona długa do ziemi i bardzo puszysta, w odcieniu czystej bieli. Drzwi się otworzyły, szła długim białym dywanem. Jej nogi były w delikatnych pantofelkach. Szła, po dwóch stronach stali jej przyjaciele, rodzina, Malfoy. Gdy doszła do końca, naprzeciwko ujrzała wysoką postać. Mężczyzna był bardzo wysoki. Był ubrany w czarny garnitur, włosy miał lekko postawione na żelu. Jego oczy patrzyły na nią z wielką miłością. Uśmiechnął, ona odwzajemniła ten gest. Nagle rozbrzmiał głos,
-Czy ty Fredzie Weasley’u bierzesz tę o to Hermione Granger za żonę?- powiedział, donośnym głosem.
-Tak-odparł bez zastanowienia.
-Czy ślubujesz jej miłość, wierność i uczciwość małżenśką?- dodał,po chwili.
Oboje powiedzieli swoją przysięge. Rudzielec pocałował dziewczynę i wybiegli na dwór.
Zaczeli się całować. Pogoda była paskudna, padał deszcz. Jednak Hermiona się cieszyła. Bo w świecie mugoli mówiono, że jeżeli w dzień ślubu pada, to małżeństwo będzie udane.
Wszyscy bili brawo, wiwatowali. Dziewczyna była szczęśliwa.
-Hermiono? Czy wszystko dobrze? Uśmiechałaś się cały czas- matka pocałowała ją w czoło.
-Nie, to znaczy tak. Wszystko dobrze. Miałam piękny sen- uśmiechnęła się i położyła się dalej spać.

            *          *          *

Mineło kilka dni od kłótni i od tego pięknego snu. Hermiona była dość szczęśliwa. Miała dziś jechać do Nory na całe wakacje. Spakowała się, czekała aż w jej domu pojawią się Weasley’e
Siedziała na parapecie, czytała książke. Ubrana była w czarne rurki, różowy sweterek i swoje ukochane trampki. Dochodziła godzina 16 nikogo nie było. Dziewczyna zaczeła się martwić.
Po chwili rozległy się trzaski. W kominku pojawiło się troje członków rodziny Weasley.
Ginny, Fred i Artur. Hermiona zbiegła po schodach i rzuciła się na szyje przyjaciółce. Przytulały się piszczały i były bardzo szczęśliwe. Hermiona puściła przyjaciółkę, poszła przywitać się z Arturem.
- Cześć- rzuciła z nonszalancją do Freda. On tylko kiwnął głową i poszedł po rzeczy szatynki.
-Nie mają państwo mi za złe, że porywam naszą Mionkę?- zapytała, grzecznie Ginny.
- A bierz ją. Ona nam nie jest już przydatna- ojciec zaczął się śmiać.
-Dzięki tatusiu- Hermiona przytuliła ojca i powiedziała, że go kocha.
Pożegnała się z rodzicami, i już po chwili była w Norze. Przywitała się z Georgem, Ronem, Molly i poszła z przyjaciółką na góre.
-Opowiadaj jak było, gdy Fred do ciebie „przyszedł”?-dziewczyna uśmiechnęła się.
-Nic… nie chce o tym rozmawiać- przytuliła się do niej.
-A jak z tym… Puchonem?- Ginny nie przepadała za Jeremy’m. Chciałaby, przyjaciółka była z Fredem. Jednak wiedziała, że to dzięki Puchonowi jej przyjaciółka jest szczęśliwa.
-ŚWIETNIE!-krzykneła i zaczeła się bić z Rudą na poduszki.  Dziewczyny zmachane zeszły na kolacje. Hermiona usiadła koło Georga i Rona. Nie chciała siedzieć obok Freda. On sam to zauważył. Zrobiło mu się przykro. Zjadł bardzo szybko i od razu odszedł od stołu. Pobiegł szybko nad jezioro. Zaczął rzucać kamieniami w tafle wody. Nienawidził siebie, i jej. Jednak im bardziej był na nią zły, tym bardziej jej pragnął. Chciał czuć jej ciepło, zapach, dotyk. Myślał o wydarzeniu w bibliotece, nie mógł się powstrzymać. Chciał pobiec do niej teraz, zaraz by ją pocałować i nie wypuścić. Usiadł pod drzewem i zasnął.
Hermiona siedziała i jadła obiad. Było jej smutno. Nie wiedziała, co ma robić. „To Fred ma mnie przeprosić, nie ja jego.”-pomyślała. I zaczeła rozmawiać z przyjaciółmi.
-Pani Weasley, ja jutro nie zostane na kolacji. Jestem umówiona. Wróce rano. Rodzice wiedzą o wszystkim- powiedziała speszona.
-Kochaniutka, rozumiem i też wiem, o co chodzi- uśmiechnęła się i popatrzyła na Ginn.
Hermiona z przyjaciółką poszła na góre. Do pokoju weszli przyjaciele. Zaczeli grać w karty, tylko Freda nie było. Chłopak nadal spał pod drzewem. Przyjaciele grali w gry śmiali się. Wszystko było dobrze, z pozoru. Hermiona siedziała, śmiała się. Jednak, gdy wszyscy poszli, posmutniała. Przyjaciele poszli spać. Dziewczyna ubrała lekką bluze i wyszła na dwór. Księżyc wysoko świecił. Była pełnia, w powietrzu czuć było kwiaty, i lato. Na niebie było widać każdą nawet najmniejszą gwiazdke. Dziewczyna szła ścieżką. Doszła nad jezioro. Usiadła na brzegu, nie zauważyła nikogo. Nie spostrzegła się, że Fred śpi pod drzewem. Chłopak, gdy usłyszał kroki od razu się obudził. Siedział w bezruchu. Nie wiedział, co ma robić.
- Nie wiem, co robić. Daj mi jakiś znak. Jak ja mogę sobie z tym radzić? Ja… tak bardzo chce żeby on tu był. Ja naprawdę, tego chce. Nie wiem, jak to możliwe. Fred jest jak brat. Nie mogę- szybko wstała i zaczeła biec. Jej oczy były bardzo szkliste.
Fred siedział i niewiedział, co ma robić. Chciał wstać i biec. Jednak się powstrzymał. „Nie będę za nią latał, jak głupi. A ona przy pierwszej lepszej okazji mnie oleje.”- pomyślał. Wstał i poszedł do domu.

            *          *          *

Poranek był bardzo brzydki. Padał deszcz, było bardzo pochmurno. Przyjaciele siedzieli w domu. Artur i Molly pojechali do Billa i Fleur na kilka dni. Każdy zajmował się swoimi,
sprawami. Jedynie dziewczyny szykowały ciuchy Hermionie na kolacje.
Wybrały dla niej czarne szpilki, kremową sukienke bez ramiączek. Hermiona nie mogła się już doczekać. Jeremy napisał jej, żeby ubrała się w coś bardzo eleganckiego, bo on nawet specjalnie kupił nową koszule i spodnie. Wszystkim dzień się dłużył. Na obiad zjedli naleśniki z czekoladą i dżemem. Hermiona poszła na górę. Położyła się na łóżku zdrzemnęła się. Oczywiście śnił jej się jeden bliźniak. Jej sny były zawsze romantyczne. Czasem wolała spać, niż żyć. Obudziła się rozmarzona. Wstała i poszła się umyć. Hermiona weszła pod prysznic. Namydliła ciało żelem o zapachu fiołków. Umyła włosy i nie chciała się nigdzie ruszać. Wyszła i owinęła się szlafrokiem. Nałożyła maseczke na twarz i wyszła po ubrania. Zaczeła zmywać mazidło na twarzy. Rozczesała włosy, starannie je ułożyła w lekkie loki, które subtelnie opadały na jej ramiona, twarz delikatnie musnęła musem, na policzki nałożyła troche różu, oczy pomalowała delikatnie tuszem. Zaczeła się ubierać, na nogi założyła nie swoje ukochane trampki tylko śliczne czarne szpilki na 10cm. obcasie. Hermiona wzięła śliczną torebkę koloru jej butów. Poprosiła Georga by użył zaklęcia zmniejszającego by do jej kopertówki zmieściły się trampki i piżama. Miała zostać na noc u swojego chłopaka Wiedziała, że do niczego więcej nie dojdzie. Jednak chciała być przy nim.
.Zeszła na dół. Na jej widok Fred poczuł, że zakochał się w niej na nowo. Poprosiła Georga by się z nią teleportował. Już stała przed domem Jeremy’ego. Pocałowała w policzek przyjaciela i odeszła. Podeszła do drzwi i zapukała do nich. Drzwi otworzył jej przystojny wysoki brunet. Hermiona pocałowała go w usta, przytuliła i weszła do środka. Jeremy zawiązał jej opaskę na oczy. Zaprowadził na balkon. Ustawił ją przed stolikiem z różami, cała barierka był przyozdobiona niegasnącymi świeczkami. Było bardzo romantycznie.
-Jesteś cudowny-pocałowała go.
-Wiesz, nie jestem. Jednak dla ciebie zrobiłbym wszystko. Kocham cie Hermiono- powiedział to patrząc jej głęboko w oczy.
- Wiem to. Ja też cie kocham- pocałowała go namiętnie w usta. Była szczęśliwa. Zapomniała o Fredzie. Nie myślała o nim. Marzyła tylko by stać tu z swoim chłopakiem i być w niego wtulona. Usiedli przy stole. Jeremy przyniósł, kolacje. Widać było, że się starał. Nalał do kieliszków czerwonego wina. Siedzieli do późna. Niebo było całe rozgwieżdżone Było magicznie, romantycznie. Był to jej pierwszy chłopak, była w nim zakochana.
Wszystko było tak magiczne, że aż niemożliwe. Po północy, poszli do pokoju Jeremy’ego.
Weszła do jego sypialni, stała zamurowana. Sufit był jak w Hogwarcie, zaczarowany.
Miał wielkie łóźko, pościel była czarna.Ściany były koloru żółto-czarnego. Tak jak barwy jego domu. Był wielki regał z książkami. Jeremy położył się na łóżku. Hermiona poszła do łazienki. Miał swoją własną, gdy Hermiona do niej weszła poczuła zapach męskich perfum. Przejechała palcem po szlafroku swojego chłopaka, poczuła zapach. Czuła się cudownie.
Weszła do wanny i zanurzyła się do szyi. Po kilkunastu minutach, wyszła ubrała się w swoją koszule nocną. Chłopak leżał w samych spodniach od piżamy pod kołdrą, zrobił miejsce dla niej obok siebie. Ona położyła się obok i wtuliła w jego umięśniony tors. Rozmawiali, przytulali się, całowali. Byli zakochani i szczęśliwi. Hermiona zasneła, chłopak całą noc ją przytulał. Nie mógł zasnąć, był szczęśliwy, czuł zapach jej delikatnego ciała. Hermiona od dłuższego czasu nie śniła o Fredzie. Śnił jej się … Voldemort. Obudziła się przestraszona. Nie wiedziała, co robić. Po chwili przytuliła się mocniej do Jeremy’ego. Zasneła. Nigdy jeszcze tak dobrze nie spała.


Więc… Może wam się nie podobać. Tak wiem nie lubicie Jeremy’ego, ale jakoś nie potrafie związać na razie Freda i Mionki. Mam dla nich inny plan. Zabawię się w śmierciożerce. Trochę się poznęcam nad Fredem. Więc ten rozdział, nie jest tak długi jak chciałam. No, ale następny bd dłuższy i pojawi się w czwartek albo środe. Nie wiem dokładnie chyba, że bd chciała zrobić wam niespodzianke. Komentujcie. Zależy mi na tym.;*
~Hedwiga

ps: To jest  Jeremy <3

środa, 15 maja 2013

Rozdział V



Poranek był piękny, już po godzinie 4.00 wschodziło słońce. Po błoniach rozciągała się lekka mgiełka, w powietrzu unosił się zapach kwiatów, i świeżo skoszonej trawy.
Hermiona stała wraz z Jeremy’m na wieży Astronomicznej. On obejmował ją od tyłu i razem oglądali wschód słońca. Dziewczyna była szczęśliwa, czuła miłość Jeremy’ego z każdym dniem. Całował ją, przytulał. Sytuacja z Fredem była dość nieciekawa, unikali siebie nawzajem. Hermiona wiedziała, że byłaby to miłość która,by zniszczyła ich przyjaźń. Gryfonka cieszyła się, że ma przyjaciół i Jeremy’ego. Stali tak już ponad godzine, rozmawiali śmiali się, było bardzo romantycznie, dziewczyna była w niebie.
-Kochanie, może spotkamy się w sobotni wieczór? Mama jedzie do siostry na „babski wieczór”- chłopak, uśmiechnął się i pocałował ją w policzek.
 - Wiesz… chętnie, a co masz w planach?-uśmiechneła się i pocałowała w usta.
-Myślałem nad romantyczną kolacją. Wiesz ty i ja, świece, wino- uśmiechnął się z nadzieją w oczach.
-Ale z ciebie słodziak- Hermiona pocałowała go, zaczeli się namiętnie całować. Ich oddechy przyśpieszyły. Przytulali się, rozmawiali, byli naprawde zakochani. Nawet jeden Rudzielec już nie zawracał im głowy. Fred i Bonnie byli szczęśliwą parą, zawsze chodzili razem za ręce, przytulali się. Widać było w ich oczach zakochanie.
Hermiona i Jeremy zeszli do swoich dormitoriów by się przebrać w luźniejsze ciuchy.
Dziewczyna ubrała się w luźną koszule, krótkie spodenki i w trampki. Włosy zaczesała w wysokiego koka, pomalowała rzęsy tuszem, i razem z Ginny poszły na śniadanie. Ruda była ubrana w krótkie czarne spodenki białą bokserke i czerwony sweterek. Włosy były wyprostowane, a oczy pomalowane tuszem. Dziewczyny schodząc minęły się z Angeliną i Katie. Przywitały się i poszły razem na śniadanie. Hermiona usiadła obok Ginny i … Freda.
 Wszyscy się śmiali i rozmawiali głóśno. Profesor Dumbeldor wygłosił krótką przemowę, i kazał jeść. Gryfonka nałożyła sobie na talerz jednego Tosta i posmarowała go masłem, napiła się świeżego soku z pomarańczy. Uwielbiała takie śniadania, jadła, co chciała i ile.
Co jakiś czas zerkała na Freda, a on na nią. W jednej chwili ich spojrzenia się spotkały. Hermiona poczuła motyle w brzuchu. Już chciała coś zrobić, ale Fred zmierzył ją wzrokiem i się odsunął. Dziewczyna poczuła zakłopotanie, nie wiedziała co robić. Wstała  i odeszła od stołu. Szła przez korytarze i miała, ochotę krzyczeć. Przez cały czas myślała o dwóch chłopakach.”Dlaczego przy nim trace głowe? On jest… okropny. Nieodpowiedzialny, wredny, czasem chamski. Zdarza się być zabawny, miły romantyczny, uczuciowy. Co? Ja mówie o FREDZIE WEASLEY’U. Po chwili wpadła na ściane. Upadła, po chwili wstała i pobiegła do dormitorium. Hermiona szybko spakowała swoje rzeczy, usiadła na łóżku i myślała, o wakacjach i o przyjaciołach. Ginny była już dawno spakowana, szybko wbiegła do pokoju poprawiła makijaż wzięła rzeczy i pobiegła do Harry’ego. Hermiona wzięła swoje walizki i poszła na dół. Miała zamiar jechać w pociągu z przyjaciółmi i Jeremy’m.

            *          *          *

Pociąg wyruszył już ponad dwie godziny temu. Hermiona spała oparta o Jeremy’ego, Ron czytał gazetę, a Harry i Ginny przytuleni rozmawiali o wszystkim.
Było bardzo pięknie, dziewczyna siedziała przytulona w chłopaka.
W powietrzu czuła zapach trawy, słońce świeciło wysoko na niebie.
Po chwili leżeli razem na kocu. Dziewczyna była bardzo szczęśliwa.
Chłopak przeczesywał jej grube falowane włosy. Ona była ubrana
w błękitną zwiewną sukienke, na nogach miała cieliste koturny.
Przytulali się, nagle zaczeli się całować. Byli zakochani.
Nagle dziewczyna zobaczyła twarz chłopaka. Był nim Fred Weasley.
Hermiona otworzyła szeroko oczy, jednak nie przeszkadzało jej to,że nie był to Jeremy.
Uśmiechnęła się i czule, go pocałowała. –Kocham cie Hermiono- wyszeptał jej do ucha.
-Ja ciebie też. Freddie…- zaczeła go całować. Ona leżała na trawie, a on był lekko pochylony nad jej ciałem. Dziewczyna pragnęła go, chciała czuć jego dotyk ciepło. Zrobiło jej się nagle gorąco. Już mieli zrobić o krok dalej…
- Mionka wszystko dobrze? Mruczałaś coś przez sen. Chyba, że mnie kochasz- Puchon się uśmiechnął i pocałował ją.
-Niee, ja miałam tylko taki sen- uśmiechnęła się na samo wspomnienie o oczach, Rudzielca.
- A kto w nim był?- powiedział, patrząc na nią ze zdziwieniem i niewiedząc, co ukrywała.
 - Ja i … jakiś chłopak chyba ty- kłamała dobrze widziała rudą czupryne Freda. Chciała poczuć na sobie jego dotyk.
-To cudownie- pocałował ją. Hermiona kątem oka zauważyła idącego Freda. Na widok pary chłopak posmutniał. Dziewczyna szybko się podniosła i wybiegła za nim.
- Fred! Czekaj na mnie. Fred!- widziała, że chłopak słyszał ją, na jej krzyki wzdrygnął się, ale poszedł dalej. Hermiona wróciła do przedziału, większość czasu czytała książke.
Nie wiedziała, co ma myśleć na ten temat. Już w pewnym momencie udawała, że czytam. Myślała, co sprowokowało to zachowanie. Była już noc. Hermiona przeszła przez wszystkie przedziały. Musiała to zrobić, bo była prefektem. Cieszyła się z tego. Idąc zauważyła przedział, w którym siedział George i Caroline, obok siedziała Bonnie Fred ją czule obejmował. George zobaczył zasmuconą Hermione. Pocałował Caroline i wyszedł.
- Co się stało?- popatrzył, jej się głęboko w oczy.
-Nic… ja tylko nie wiem Georg. To, co wydarzyło się w bibliotece- posmutniała.
-Co się wydarzyło?- Hermiona ze zdziwieniem popatrzyła na niego.
-Nie wiesz? Nic George- uśmiechnęła się i chciała iść. Chłopak złapał ją za ręke i przysunął.
-Herma mów. I to już- uśmiechnął się dodając jej otuchy.
- No, bo… Jasiedziałamwbiblioteceionprzyszedłisiepocałowaliśmyiczujecośdoniego…-dziewczyna zasapana stała.
-Herma wolniej! WOLNIEJ!-uśmiechnął się.
-No, bo ja siedziałam w bibliotece i on przyszedł i usiadł, i coś do niego czuje, ale on ma Bonnie. Ja mam Jeremy’ego. I wyszło tak, że się pocałowaliśmy. Ja nie wiem George, czuje coś do niego, ale nie mogę… Ja nie chce zniszczyć naszej przyjaźni- łzy naszły jej do oczu. Kilka spadło na jej śliczną bluzke.
-Miona wiesz, dlaczego dał się pocałować? Bo on ciebie KOCHA. Jemu zależy. Pamiętasz jak wybiegł, gdy się goniliśmy? Wiesz jak się cieszył, gdy się dowiedział, że macie razem szlaban? Każdą wolną sekunde chciał z tobą spędzać. W skrzydle szpitalnym, podczas gdy był nieprzytomny szeptał twoje imie. On cie KOCHA i nie zepsujcie tego.
Przepraszam wracam do Caroline- uśmiechnął się i chciał iść, ale zobaczył łzy Hermiony i przytulił ją. – Hermiona nie płacz. Bo to nic nie da. Porozmawiaj z nim- pocałował ją w czoło.
-Jaaa…. Tak zrobię, ale on i Bonnie- dziewczyna popatrzyła na George i widząc jego wyraz twarzy umilkła.
Hermiona wróciła do swojego przedziału i usiadła obok Ginny. Jeremy spał, jednak dziwnie się czuła. Chciała, żeby był tu Fred. Całą podróż myślała, co mu powie. Jak się zachowa.

*          *          *

Hermiona i Ginny wysiadły z pociągu. Brunetka wzięła swoją walizkę i poprosiła Ginny by wieczorem napisała do niej. Gryfonka, podbiegła do rodziców. Rzuciła im się na szyje.
- Jak ty wyrosłaś- powiedział, tata i pocałował ją w czoło.
Nagle do dziewczyny podszedł wysoki brunet. Przywitał się i przedstawił. Porozmawiał z rodzicami dziewczyny, pocałował ją w czoło i poszedł.
-Jaki miły, a jaki przystojny- mama posłała jej zadziorne spojrzenie. Razem pojechali do domu. Hermiona wbiegła do pokoju, rzuciła się na łóżko. Zaczeła wdychać zapach swojej poduszki. Czuła się wspaniale. Szybko weszła pod przysznic. Ubrała się w krótkie spodenki, bokserkę. Włosy spieła w luźny kucyk, a rzęsy lekko przejechała tuszem.
Nagle do pokoju wleciała sówka. Była to świnka, Hermiona się ucieszła, że jej przyjaciółka dotrzymała słowa.
„Kochana piszę.
Choć wiem, że chciałaś bym napisała, żebyś mogła napisać do Freda…
Całusy Ginny”

Hermiona wzięła karteczke, i od razu odpisała.
„ Moja jedyna najlepsza przyjaciółko.
Tak, masz racje. Nie mogę się doczekać aż przyjade do was.
PS. Sówka ma drugi liścik
Mionka”
Do ręki wzięła drugą karteczke i napisała:
„Drogi Freddie.
Piszę,bo muszę z tobą porozmawiać. Proszę, Teleportuj się tu do mnie, albo użyj sieci Fiuu.
PS. Rodziców nie ma.
Całusy Miona.”
Hermiona położyła się na łóżku i czekała, aż albo chłopak zjawi się w pokoju, albo wyleci z kominka. Leżała i patrzyła w sufit. Nie mogła się skoncentrować, zaczeły jej się pocić dłonie, kolana drżały.

            *          *          *
(w tym samym czasie)

Fred stał na dworcu i chciał podbiec do Hermiony, widział jak płakała i jak George ją przytulał. Już miał ją zatrzymać jednak, gdy zobaczył Jeremy’ego zwątpił.
Widział całą scene. Serce mu pękało. Przyjechał do domu i pobiegł na góre, leżał w łóżku było mu smutno. Chciał być przy niej. Chłopak wstał i poszedł wziąć przysznic.
Porozmawiał z bratem. Nagle do jego pokoju wbiegła Ginny z liścikiem w ręce.
- Freeeedzioo, to do ciebie- zaśmiała się i podała liścik.
Chłopak wyrzucił wszystkich i zaczął czytać. Od razu się uśmiechnął. Szybko się ubrał w swoje ulubione ciuchy. Wziął do ręki różdżkę i się teleportował.
Po chwili był już u niej. Dziewczyna szybko wstała i go przytuliła.
-Fred wiem, co do mnie czujesz- uśmiechnąła, się.
-Niemożliwe. Hermiono to było dawno temu, może nie tak dawno. Masz Jeremy’ego… ja mam Bonnie. Lubię ją.- Chciało mu się płakać.
-Jak to? A nasz pocałunek?! TO NIC NIE ZNACZYŁO?- zaczeła krzyczeć.
-Ty? Masz prawo mówić mi, co znaczy coś? To nie ja pobiegłem do swojego pożal się boże CHŁOPTASIA, i błagałem o wybaczenie- Fred był wściekły, chciał ją pocałować, ale nie mógł. On pamiętał, jej słowa.
-Ja? Wiesz, co… mogłeś się postarać!- wykrzyczała, z łzami w oczach.
-Hermiono ty myślisz, że będę skakał dookoła ciebie? Bo cie kocham? Kochałem- chciało jej się płakać, po co się starała. Nie wiedziała, co ma robić.
-Wynoś się! Nienawidzę cie. Jak mogłeś. Zapomnij o mnie. Dla ciebie jestem martwa- chłopak nagle znikł. Hermiona rzuciła się na łóżko i od razu była zalana łzami.
Fred wrócił do domu, wbiegł do pokoju i upadł na łóżko. Po chwili wstał i rzucił lampką o ziemie. Nagle wbiegł do pokoju George.
- I jak kochasiu? Czy mamy nową parę w szkole?- uśmiechnął się i posłał bratu zadziorne spojrzenie.
- WYNOŚ SIĘ! Jak mogłeś jej powiedzieć- chłopak, krzyczał.
-Ja… już ide.
__________________________________________________________


Mam nadzieje, że się podoba.;* Jednak nie wiem czy wyszedł. Pisałam go całe popołudnie, już kończyłam i wszystko musiałam zmienić. Jak jesteście zostawcie komentarz. ♥♥♥
~Hedwiga





niedziela, 12 maja 2013

Rozdział IV



Hermiona na widok pięknej murzynki, przy łóżku swojego przyjaciela, poczuła ukłucie w sercu. Dziewczyna nie wiedziała, co ma robić. Chciała podejść do Rudzielca i go mocno przytulić, tak jak on to ostatnio uczynił. Bonnie wstała i podeszła do Miony.
-Cześć. Jestem Bonnie Bennet, a ty to zapewnie Hermiona. Ty i Fred się przyjaźnicie?
Ty też jesteś dziewczyną Jeremy’ego?-  na to ostatnie pytanie poczuła coś w żołądku, Hermiona nie wiedziała, co ma odpowiedzieć.
-Ja… hmmm. Nie wiem. Nie my się tylko przyjaźnimy. A co do Freda to tak, jesteśmy przyjaciółmi. Bardzo dobrymi- Gryfonka na dźwięk ostatniego zdania nieświadomie się uśmiechnęła.
Hermiona nagle przypomniała sobie o Puchonie, zostawiła go siedzącego na kanapie, nic mu nawet nie powiedziała. Poczuła się fatalnie.
Szatynka podeszła do łóżka Rudzielca, usiadła na krześle i chwyciła go za ręke.
Wyszeptała, „Jestem tu”, a jedna łza mimowolnie spłynęła po policzku spadając na dłoń chłopaka. Każdy przyglądał się tej chwili z zdziwieniem. Ona chciała go tak bardzo przytulić, poczuć jego zapach.-„ Co ja robie? Nic do niego nie czuje! Nic koniec. Nie mogę tak, jesteśmy PRZYJACIÓŁMI”- Hermiona siedziała, chciała wstać i wyjść. Wtulić się w Jeremy’ego by zapomnieć o Fredzie. Gryfonka wstała i wybiegła. Pędząc przez korytarze szukała Puchona. „Przecież nie mogę uciekać, nie ucieknę przed samą sobą. To niemożliwe.”
Wpadła na pewnego chłopaka, był on bardzo przystojny.
-Jeremy! Przepraszam, że cie zostawiłam, tam. Ja nie chce. Przytul mnie- objęła go w szyi i mocno przytuliła.
-Nie gniewam się, zależy mi na tobie.- wyszeptał, jej do ucha.
Cały czas nie puszczała go, on objął ją w talii. Łzy ciekły jej po policzkach. Nie wiedziała, czemu płacze. Lubiła go, jednak brakowało jej czegoś.
Jeremy poszedł odprowadzić dziewczynę pod wierze Gryffindoru. Pocałował ją w policzek na pożegnanie, uśmiechnął się i zniknął. Hermiona usiadła na łóżku, chciała tak bardzo płakać.
Objęła swoją poduszkę i myślała, nie mogła przestać widzieć twarzy ich obu. Tych oczu które patrzą na nią z miłością. Jednak ona tak nie potrafiła, wiedziała to. Tylko jeden mógł być jej.
„Co ja robie. Jeremy’emu zależy na mnie, mi na nim też. Gdy mnie przytula czuje się bezpiecznie ,pewnie. Stara się o mnie, na każdym kroku patrzy na mnie tymi oczyma, one są pełne miłości. Fred, zależy mi na nim, nie wiem czy jemu też. Gdy on mnie przytula czuje magię w powietrzu. Jest inaczej, cały świat się zatrzymuje, jego zapach, ciepło które bije od wewnątrz. To jak się uśmiech widząc mnie, on cały czas mnie rozbawia. Potrafi mi pomóc, ale jest moim przyjacielem”- Hermiona cały czas myślała o chłopakach.
Leżała na łóżku, myśląc nie zauważyła tego, że przygląda jej się Ginny. Ruda myślała czy ma powiedzieć przyjaciółce o uczuciach brata. Nie powiedziała, stała i patrzyła na łzy przyjaciółki. Hermiona leżała wtulona w poduszkę, po kilku godzinach zasneła. Śnił jej się Rudzielec… i Puchon.
           
                        *          *          *
Minął tydzień, zostało już kilka dni do zakończenia roku, Przez cały czas chodziła na spacery z Jeremy’m. Ruda obraziła się za swoją przyjaciółkę, Hermionie mówiła, że ją zostawiła dla chłopaka. Jednak Ruda kłamała, była zła na siebie. Nie potrafiła powiedzieć o uczuciach brata. Nie mogła znieść widoku jej przyjaciółki i jej chłopaka.
Hermiona obudziła się rano. Wstała i poszła do łazienki, umyła zęby i wzięła szybki gorący prysznic. Na poprawę samopoczucia. Ubrała czarne rurki i koszulę z koronką. Włosy ułożyła w niedbałego koka, jej twarz przyozdabiał delikatny makijaż. Gryfonka stała w oknie, patrzyła na niebo. Było ciemne jakby miało się ściemniać. Hermiona czuła się dziwnie.
Zanosiło się na poważną burze. Dziewczyna zarzuciła na ubrania szatę i wyszła do pokoju wspólnego. Siedziała po turecku na kanapie. Nagle do pokoju wszedł pewien wysoki Rudzielec. Jego oczy zabłyszczały, a w nich pojawiły się małe ogniki. Zobaczył ją jako pierwszą osobę. Czuł jakby to był jakiś znak. Hermiona na jego widok uśmiechnęła się. Jej oczy z zamyślonych, zamglonych zmieniły się w przejrzyste brązowe płótno, na którym malowało się szczęście i radość. Dziewczyna podbiegł do niego i mocno objęła, wtuliła się w jego koszulę, czuła jego perfumy,kolana się pod nią ugięły. Wiedziała to było coś magicznego. Nigdy wcześniej tego nie czuła, a przecież nie raz witała się z Fredem. Teraz było inaczej.
-Fred.-szepneła mu do ucha. –Stęskniłem się za tobą.- wypowiedział, te słowa pod nosem, myślał, że ona ich nie usłyszy. Mylił się dziewczyna przytuliła się mocniej, jednak po chwili ogarnęła się. Odsunęła się na odległość metra i powiedziała:
-Cieszę się, że nic ci nie jest PRZYJACIELU-położyła nacisk na ostatni wyraz. Widziała jak oczy chłopaka posmutniały. Nie mogła tego zrozumieć, tyle razy dochodziło między nimi do momentów, w których czuła, że może i nawet jest w nim zakochana. Jednak jej zdrowy rozsądek nie pozwalał myślą o uczuciach do niego przebić się i zrobić pierwszego kroku.
Hermiona wzięła torbę i wyszła. Dzień zleciał jej bardzo szybko na transmutacji zdobyła aż 50 pkt dla domu, Neville pobił ją, bo na lekcjach z zielarstwa zgarnął aż 70 pkt. Jednak bliźniacy na lekcji u Snape stracili, aż po 20 pkt na jednego.
Hermiona na obiedzie siedziała obok Freda. Śmiali się najgłośniej z wszystkich. Co chwila zerkało na nich troje uczniów. Byli nimi Katie, Bonnie i Jeremy. Jednak para Gryfonów nie zdawała sobię z tego sprawy. Śmiali się i wygłupiali z przyjaciółmi. W pewnym momencie Fred objął ją ramieniem. Ruda uśmiechnęła się i przyklaskała. Fred speszony zdjął rękę. Hermiona poczuła się dziwnie. Szybko skończyła jeść i poszła.
Na korytarzu złapał ją jej chłopak.
-Kochanie idziemy gdzieś na spacer?-zapytał, z nadzieją.
-Oj przepraszam, nie mogę. Jestem umówiona z Ginn.- Hermiona kłamała, nie miała ochoty na spacer. Dziś miała być burza, chciała się pouczyć. Usiąść w bibliotece i nie myśleć o niczym prócz o eliksirach, transmutacji i zaklęciach.
Pocałowała chłopaka w policzek i odeszła w stronę wieży Gryffindoru.
Szła przez korytarze, w końcu nie myślała o niczym, ani o nikim.

                                   *          *          *
Hermiona siedziała w bibliotece, czytała właśnie książkę o eliksirach, myślała tylko o nauce.
W tym miejscu była sobą, nie musiała się uśmiechać, jeżeli nie chciała. W powietrzu unosił się zapach pergaminu. Uwielbiała czuć pod opuszkami palców chropowatą teksturę stron książek. Siedziała już dobre kilka godzin w bibliotece wertując strony różnych ksiąg.
Po chwili ktoś zamknął jej oczy.
-Kto to?- zapytała, ze zdziwieniem.
-Zgadnij Mionka.- wyszeptał, ej te słowa do ucha. Ona poczuła zapach jego perfum, teraz towarzyszyło jej uczucie, które było bardzo miłe.-Freddie- mówiąc te słowa chłopak poczuł motyle w brzuchu. –Zgadłaś.- Fred poczuł bicie jej serca, każdy jej oddech był jego, to małe drobne ciało pachniało fiołkami. Jej zapach był jego ulubionym. Sam chłopak, gdy wąchał amortencji czuł fiołki. Wiedział, że to nie może być przypadek, że on czuł ten zapach.
Fred zsunął dłonie z jej oczu. Usiadł naprzeciwko, patrzyli sobie głęboko w oczy, chłopak zaczął przybliżać swoje usta do jej ust. Hermiona przymknęła oczy i poczuła mrowienie, jej ciało zaczęło pragnąć Rudzielca, przybliżyli się do siebie. Jej usta musnęły jego, chłopak pocałował ją mocno i namiętnie. Był to pierwszy pocałunek w życiu Hermiony, cieszyła się, że to jego mogła, jako pierwszego pocałować. Odsunęli się od siebie i popatrzyli sobię w oczy. Hermiona czuła się genialnie, była szczęśliwa.
-Kochanie miałaś iść z Ginn na spacer, a nie siedzieć z tym Weasley’em - warknął Jeremy i wybiegł.
Hermiona poderwała się na nogi, popatrzyła na Fred’a i wybiegła. Biegła tak szybko, w poszukiwaniu swojego chłopaka, nie wiedziała, dlaczego pocałowała Fred’a.
Zobaczyła Puchona siędzącego na posadzce z twarzą spuszczoną w dół. Podeszła do niego i go objęła
-Przepraszam cie. Nie chciałam tego, On i ja to tylko przyjaciele- mówiąc to kłamała, chciała tego, potrzebowała jego pocałunku, jego dotyku. Cały czas się oszukiwała.
-Popatrz mi prosto w oczy i powiedz, że nie chciałaś tego i nie zależy ci na nim.-Jeremy czuł się źle z tym, co widział. Jego dziewczyny z maślanymi oczami w kierunku jej przyjaciela. Myślał, że zaraz się pocałują. Jednak nie widział zajścia sprzed minuty.
-Nie.- powiedziała, patrząc mu w oczy. Nie mogła więcej nic powiedzieć. Chłopak wstał i ją przytulił. Hermiona nie wiedziała, że za rogiem stał Fred i w tym momencie pękało mu serce.

                        *          *          *
Mineło kilka dni. Fred i Hermiona unikali siebie. Dziewczyna nie wiedziała, że jej przyjaciel słyszał jej słowa. Myślała tylko o wydarzeniu w bibliotece. Ona była z Jeremy’m, a Fred zajął się Bonnie. Katie nie mogła tego znieść. Hermiona miała na całe wakacje jechać do Nory.
Cieszyła się, bo był to jej trzeci dom. Zaraz po jej własnym, w którym się wychowała i po Hogwarcie. Miejscu, w którym zawiązała przyjaźnie. Przeżyła swój pierwszy pocałunek, i pierwsze bóle serca. Razem z Ginny miały zamiar udać się na zakupy, jak zawsze pomagać pani Weasley. Hermiona obiecała, że co dwa dni będzie się spotykać z Jeremy’m na pokątnej.
Obiecali sobię, że muszą razem zjeść romantyczną kolacje, w posiadłości Jeremy’ego, gdy jego mama będzie w delegacji. Mama Jeremy’ego była biologiem, często wyjeżdżała na różne sympozja. Jego ojciec nie żył od kilku lat. Hermionie zawsze było szkoda swojego chłopaka. Gdy ona była szczęśliwa, i robiła pierwsze zakupy na ul.Pokątnej on był na pogrzebie. Jego tata zginął w wypadku samochodowym, z opowiadań Puchona jego ojciec był dobrym człowiekiem. Fred spotykał się z Bonnie. Widać było, że byli szczęśliwi. Chodzili na spacery, przytulali się, razem spędzali przerwy. Nie rozstawali się, George był wściekły na brata za to, że go zostawił dla jakiejś czarownicy. Ron, Ginny i Harry wszędzie chodzili z Hermioną i Jeremy’m. Gryfonce było szkoda Ronalda, bo tylko on nie miał dziewczyny. George spotykał się z jakąś Krukonką, przyjaciółką Bonnie. Na imie miała Caroline. Była szczupłą blondynką, o ciepłych oczach. Katie i Angelina były bardzo zazdrosne. Wszyscy przyjaciele prócz Rona, byli zakochani. Może z wyjątkiem pewnej dwójki, która skrywała swoję uczucia.


Więc ten rozdział powstał dziś w nocy. Jest on wyjątkowo długi, mam nadzieje, że się spodoba. Przyszły będzie w przyszłym tygodniu koło wtorku albo środy. Jeżeli jesteście i czytacie go, to zostawcie komentarz. Naprawde czasem fajnie wiedzieć, że ktoś czyta moje bazgroły ~Hedwiga. ♥



środa, 8 maja 2013

Rozdział III



Hermiona zaspana wstała, i poszła się umyć. Gdy była już po porannej toalecie, poszła się ubrać założyła czarne spodenki z wysokim stanem wybrała, że ubierze do nich białą bokserke. Oczywiście musiała ubrać swoje ukochane czarne trampki, a włosy związała w lekkiego koka. Zeszła do pokoju wspólnego i zobaczyła Ginny przytulającą Harry’ego, bracia Weasley siedzieli na kanapach. Jeden bliźniak na jej widok uśmiechnął się. Hermiona zauważyła to i odwzajemniła gest. Fred poczuł motyle w brzuchu. Nagle wyszedł i gdzieś uciekł.
Ona i czterech Gryfonów zeszli na śniadanie. „Gdzie on uciekł? Może to moja wina.”-Miona pomyślała. Usiadła przy stole, zjadła owsiankę z świeżymi truskawkami i jagodami. Popijając sok jej wzrok przykuł pewien Puchon. Popatrzyła na niego ciepłymi oczyma, a on czule odwzajemnił ten gest. Pod nosem wyszeptał” Moja brązowooka” . Dziewczyna zrozumiała te słowa. Zawstydzona spuściła wzrok. Niewiedziała co ma robić. Po chwili popatrzyła na chłopaka i obdarzyła go pięknym uśmiechem. Ruda widząc co się dzieje między jej przyjaciółką, a Gilbertem przypomniała sobie łzy brata. Dziewczyna od razu posmutniała. „Może powinnam jej powiedzieć? Nie on sam to musi zrobić. To jego życie nie moje”-pomyślała Ruda. Śniadanie szybko upłynęło, jednak nie pojawił się pewien Rudzielec.
Hermiona cały czas rozmyślała, to o Rudzielcu ,to o Puchnie.
                                   *          *          *

Spacer zbliżał się wielkimi krokami. Hermiona czuła, że może zacząć padać. Więc przebrała się. Ubrała czarne rurki, zaplotła włosy w warkocz, a rzęsy pomalowała tuszem. Zostawiła tylko trampki i bokserkę. Dziewczyna stała i wyglądała przez okno. Widziała czarne chmury.
Poczuła się dziwnie, wiedziała że gdzieś tam jest ON. Ten który chce zabić jej najlepszego przyjaciela. „Nie on uzna mnie za wariatkę, albo wielką nudziarę. O czym my mamy rozmawiać?”-dziewczyna zadręczała się czarnymi myślami.
-Nie bój się. On cię na pewno polubi, a jeżeli tego nie zrobi to jest idiotą.-usłyszała ciepły głos przy uchu. Fred stał za nią, przytulał ją. Poczuła jego męskie perfumy. Kolana się pod nią ugięły, mogła tak stać. Wiedziała, że to jej przyjaciel, jednak coś jej nie pozwalało tego przestać. On stał obejmował dziewczynę, która jest jego przeciwieństwem. Kochał ją. On to dobrze wiedział, lecz tylko ona miała inne zdanie. Gryfon chciał ją pocałować, zabrać swoją ukochaną tam gdzie nikt jej nie zabierze, tam gdzie będą mogli spędzić razem całą wieczność.
Dziewczyna ocknęła się, nie wiedziała co ma robić. Czuła się cudownie w ramionach… JEJ PRZYJACIELA. Zrozumiała to i odsunęła się od niego.
-Fred… ja musze iść.-wybiegła szybko, zostawiając swojego przyjaciela. Każda cząstka jej ciała wołała by tam powrócić. Fred stał tam, nie wiedział co się dzieje. Myślał dlaczego to zrobił. Co go podkusiło. Chłopak nie mógł powstrzymać czarnych myśli.
Hermiona siedziała w pokoju życzeń. Zastanawiała się dlaczego czuła się tak dobrze w jego ramionach. „Przecież się przyjaźnimy. On nic do mnie nie czuje, ale gdyby tak było to by mnie nie przytulał. Jak mogłam tak stać, może on mi się podoba. Przecież czułam się cudownie, jego zapach jego ciepło bijące od środka. On jest cudowny, ale jest tylko przyjacielem”. Dziewczyna cały czas myślała o pewnym rudzielcu. Jej rozmyślania przerwało wspomnienie o spacerze z przystojnym Puchonem. Hermiona biegła szybko przez korytarz. Mijała Rona, Ginny i oczywiście Malfoy’a. Ostatni powiedział jej, że jest ohydną brzydką szlamą, która nie nadaje się na sprzątanie jego domu. Gryfonka posmutniała, jednak nie dała satysfakcji, odburknęła coś i pobiegła.
                                   *          *          *
Panna Granger i Jeremy chodzili po błoniach. Rozmawiali o wszystkim i o niczym. Chłopak wyciągnął paczkę fasolek wszystkich smaków. Zaczeli grać i zgadywali która jaki to smak i grali w „Fasolową ruletke”. Zabawa ich polegała na tym, że losowali fasolkę i gdy im smakowała śmiali się, a   gdy nie musieli robić coś za kare. „Dziwne. Znamy się chwile, a tak dobrze się rozumiemy.”-pomyślała szczerze uśmiechając się do Puchona. Chłopak przysunął ją bliżej siebie. Popatrzył jej głęboko w oczy, chwycił w pasie i podniósł. Zaczeli się kręcić, po chwili leżeli na trawie. Jeremy wstał pierwszy i podniósł dziewczyne. Stali przytuleni, Hermiona wiedziała. Czegoś jej brakowało. Nie wiedziała tylko co to może być. Nie było to coś tylko ktoś. Był to pewien rudy chłopak. Jednak Hermiona nie zdawała sobię sprawy z tego. Myślała, że czuję się dziwnie tylko dlatego, że to jej pierwszy prawdziwy uścisk z chłopakiem, który nie jest jej przyjacielem. Dziewczyna stała wtulona w przystojnego chłopaka. Miał on teraz tak piękne oczy, było w nich coś niezwykłego, jakby uczucie i troska. Jeremy stał i patrzył się na Hermione.
-Mionka?- zapytał, z nadzieją w głosie. Hermiona podniosła oczy.
-Tak?- nie wiedziała czego ma się spodziewać, czy będzie to coś przyjemnego, czy wręcz przeciwnie.
-Bo wiesz… Ja bardzo ciebie bardzo… No to znaczy, lubi ecie Hermiono. Czy w wakacje chciałabyś się ze mną spotkać kilka razy? I czy ty mnie lubisz.-chłopak widział rozbawienie w jej oczach.
-Ohhh, oczywiście, że ciebie lubie. I tylko napisz to spotkamy się na pokątnej. I nie stresuj się tak, ja nie zjem cie no… Wiesz o co chodzi.-dziewczyna była wyraźnie zakłopotana. Sama zaczęła się jąkać. Puchon widząc jej zakłopotanie zaczął ją łaskotać. Po chwili stwierdzili, że pójdą na trening Gryfonów. Idąc śmiali się i trzymali za ręce. Weszli na trybuny dziewczyna pomachała przyjaciołom. Jednak pewien Rudzielec nie odmachał, odwrócił głowę na widok szczęśliwej pary. Zobaczyła to Mionka, zmieszana spuściła wzrok. Angelina i Katie zagwizdały głośno i zawołały -”No słodziaczki”-  Hermiona zachichotała i popatrzyła na
Jeremy’ego, chłopak objął ją ramieniem. Zaczęło padać, Jeremy zaproponował, że pójdą do pokoju życzeń by się osuszyć i porozmawiać. Pobiegli więc w strone Hogwartu.
Hermiona i Jeremy byli już w pokoju życzeń. Gryfonka leżała na kanapie, a głowę miała na kolanach Puchona. Rozmawiali, śmiali się chłopak miał już nawet pocałować ją w usta. Jednak gdy dzieliły ich już centymetry do pokoju wbiegła… Giny
-Fred jest w skrzydle szpitalnym!- wykrzyczała Ruda przez łzy.
Hermiona od razu wstała i pobiegła z przyjaciółką do Gryfona. Zostawiła Jeremy’ego siedzącego na kanapie z zdziwieniem w oczach. „Czy ten pieprzony rudzielec musisz wszystko psuć?”- pomyślał chłopak, wstał i odszedł.
Gdy Hermiona wbiegła do Sali zobaczyła przy łóżku zapłakaną Katie, i jakąś murzynke trzymającą Freda za ręke.”Kto to jest?”- Hermiona była zazdrosna o nią, choć przecież nic nie czuła do Rudzielca(tak jej się zdawało).
           
                        *          *          *
(z perspektywy Freda)

Fred siedział na łóżku i myślał o pewnej szatynce. O jej brązowych oczach, o pięknym uśmiechu, o tym jak zatraca się gdy czyta książki. Nie mógł myśleć o niczym innym.
Do jego pokoju przybiegł George i zabrał brata na trening. Bliźniaki, Ginny, Harry szli po błoniach, po chwili dołączyły Katie i Angelina. Bell podbiegła do Freda i złapała go za ramię, gdyby ktoś popatrzył z boku pomyślał by, że są razem. Katie cały czas uśmiechała się do Freda, jednak on nie myślał o nikim innym niż o pięknej kujonicy Hermionie Granger. Dziewczynie która była na spacerze z przystojnym osiłkiem. „Pewnie się przytulają, może i nawet całują. Co ja plote… Miona to mądra dziewczyna da sobie radę, ale  on jest silniejszy”-cały czas nie mógł przestać wyobrażać ich sobie razem.
-O kto tam stoi?-zapytała, Angelina z zdziwieniem w głosie.-To Hermiona? Tak to ona…
Fred był wściekły. Widział jego ukochaną przytulającą się do obcego chłopaka.
-Ooo Fredie przejąłeś się?-Katie była nachalna nie mogła się od niego odkleić.
Angelina wiedziała że Rudzielec podoba się jej przyjaciółce, ona sama kochała się w Georgu.
Wszyscy szybko poszli na boisko. Zaczeli rozgrzewkę w pewnym momencie na trybuny weszła, szczęśliwa para,trzymali się za ręce, śmiali i patrzyli sobię w oczy. Fred nie mógł znieść tego widoku. Odwrócił głowę, nie zobaczył naet tego, że dziewczyna im macha.
Fred popatrzył na piękną murzynkę. Jego bliźniak podleciał do niego na miotle i zaczął temat tajemniczej dziewczyny.
-O widzę, że poznałeś śliczną Krukonkę Bonnie Bennet. Nikomu nie udało się jej poderwać. Od dłuższego czasu kocha się w tym Puchonie- George wskazał na Jeremy’ego.
-Zakład?-drugi bliźniak uśmiechnął się szyderczo.
Fred uśmiechnął się do Bonnie, a ta odwzajemniła jego gest. Widać było że chłopak przypadł jej do gustu. Fred patrzył na dziewczynę z zainteresowaniem, spodobała się mu. Hermiona widząc to posmutniała,lecz Katie gotowała się z wściekłości. Chłopak nie zauważył innych dziewczyn. Po chwili zrobiło się ciemno, nic nie słyszał, czuł tylko nie wyobrażalny ból.
Dostał tłuczkiem w głowę i spadł na ziemię. Nie zdążył zobaczyć, że Hermiona już sobię poszła. Do leżącego bliźniaka podlecieli wszyscy. Katie podleciała do niego i zaczeła nim potrząsać krzycząc by się obudził.
-Zostaw go! Idiotka on może mieć coś połamane.- wykrzyczała Bonnie.
Katie wściekła odsunęła się i zmierzyła Krukonkę.
Fred już leżał w skrzydle szpitalnym. Gdy do Sali wbiegły dwie zapłakane Gryfonki.
Jedna się zdziwiła widząc tłum czarodziei  siedzących przy łóżku przyjaciela.
                        *          *          *

Więc ten rozdział jest bardzo długi. Może być? Chce go dedykować Justynie, przy której go pisałam. ;D nom więc życzcie mi weny i kolejny bd za niedługo ;* ~Hedwiga ps komentujcie to wiele znaczy ;*