piątek, 5 lipca 2013

Rozdział X


Hermiona źle się czuła. Bolał ją brzuch i głowa. Myśli krążyły dookoła jak obrazki. Wyobrażała sobie Freda z inną dziewczyną. -Czy zaczyna mi na nim zależeć?-zadawała sobie to pytanie. Po dłuższym czasie wstała z łóżka i podeszła do szafy. Wybrała kilka ciuchów i poszła do łazienki. Gryfonka popatrzyła w lustro, wzdrygnęła się na swój widok. Jej włosy były rozmierzwione, oczy były czerwone i zapuchnięte, jej skóra była sucha i blada, a policzki lekko zapadnięte. Nie wiedziała, czemu jej ciało uległo,  tak wielkiej zmianie od kilku dni. Ostatnio była szczęśliwa, co prawda mało jadła, w nocy prawie nie spała. Bała się tego co przyniesie jutro. Bała się, że jej rodzice ucierpią, że straci tych na których jej zależy, ale nie chciała okazywać tego nikomu. Hermiona usiadła pod prysznicem, siedziała, o niczym nie myślała. Nie widać było, że płacze. Łzy zlewały się z wodą. Nie myślała, czuła coś do Freda, jednak to co czuła do Puchona nie mogło wyparować od razu. Wytarła suchą skórę, ubrała czarne rurki, swoje ukochane trampki, i bluzę. Wyglądała ponuro, była cała ubrana na czarno. Włosy upięła w luźnego koka, pod oczy nałożyła trochę podkładu, by zniwelować cienie, i opuchliznę. Zeszła na dół na śniadanie, nie mogła nic przełknąć, mimo iż Molly bardzo się starała dziewczynie dogodzić, robiła naleśniki, owsiankę z owocami. Dziewczynie nic nie pomagało. Zjadła kilka łyżek jogurtu z malinami i poszła do siebie na górę, położyła się na łóżku, zasnęła. Jednak z spokojnego snu wyrwał ją koszmar, usiadła na łóżku i twarz ukryła w dłoniach. Postanowiła się przejść. 
Wychodząc z domu zauważyła brak Freda. Szła po błoniach zamyślona, nagle ktoś ją podniósł i przytulił.
-Co się dzieje?- już miała wyciągnąć różdżkę lecz poczuła zapach jego perfum.
-Buu, jak możesz nie wiedzieć? Jestem oburzony twoim zachowaniem Panno Granger- uśmiechnął sie i postawił ja na ziemi. Hermiona od razu się uśmiechnęła. Przy Rudzielcu była szczęśliwa.
-Co sie ostatnio z tobą dzieje?-Fred spoważniał, nie wiedział jak ma pomóc Hermionie.
-Wiesz, nie mam apetytu i nie chce mi się spać, ale to minie. Jeszcze męczą mnie koszmary. To jest tak jakby, ktos włamywał się do mojej głowy i wgrywał straszny film-Gryfonka posmutniała.
-Jakie koszmary? Jak chcesz to, gdy będziesz miała zły sen to możesz przyjść do mnie do pokoju, nawet możesz położyć się obok-puścił jej oczko i pocałował w policzek.
-Dobrze, ale ja się będę wstydzić.Dziękuje, że jesteś- podeszła do niego i mocno się przytuliła. 
-Ja? Nie masz za co dziękować, przecież...-zmierzwił swoje włosy i popatrzył w ziemie-To mój obowiązek, by być przy tobie-uśmiechnął się i złapał za rękę, dalej szli trzymając dłonie w uścisku. Ich spacer był bardzo długi, ciągle się śmiali i wygłupiali. Nie wiedzieć czemu ale z każdą sekundą czuli się coraz bliżej.
           
                    *            *           * 
 Para wracała do domu, gdy weszli uśmiechnięta Ginny rzuciła się przyjaciółce na szyje.
-WIEDZIAŁAM-wykrzyknęła, i pocałowała ją w policzek.
-Co?-Hermiona zrobiła wielkie oczy i spuściła wzrok.
-No jak to? Wiesz... zwykli przyjaciele nie chodzą razem za rękę- w tym momencie Hermiona i Fred puścili dłonie.
-Nie musicie udawać...- Ginny zrobiła obrażoną mine i odeszła. Gryfoni stali i patrzyli sobie prosto w oczy. Nie wiedzieli co mają powiedzieć. Hermiona uśmiechnęła się czule i pocałowała Freda w usta. Ten jeden gest znaczył dla nich wiele. 
-Fred!-z kuchni rozległ się głos Molly-Powiedz Hermionie, żeby ubrała się elegancko bo Remus i Tonks będą na obiedzie, oczywiście ty też masz się jakoś ubrać-posłała mu srogie spojrzenie.
Fred popatrzył na Szatynkę i zrobił poważną minę. Oboje wybuchli śmiechem. Hermiona pobiegła do pokoju by się przeprać, ubrała białą luźną koszule bez rękawków, zapięła ją pod szyją do tego ubrała lekko obcisłą czarną spódnice i balerinki. Jej twarz delikatnie zdobił słaby makijaż. Popatrzyła na swoje oczy w lustrze i zobaczyła w nich ogniki. Uśmiechnęła się sama do siebie i wyszła z łazienki.
Poszła pod pokój Freda, lekko zapukała do drzwi.
-Kto tam?-zapytał głos jednego z bliźniaków.
-Ammmmm  Hermiona- dziewczyna uśmiechnęła się i oparła czoło i ciężar swojego ciała na drzwiach. Po kilku sekundach drzwi otworzył Rudzielec be koszulki. Hermiona upadła na jego brzuch.
-Jejku przepraszam cię-speszona podniosła głowę i popatrzyła mu w oczy. Stanęła na palcach, a ten chwycił ją za podbródek i czule pocałował. Po chwili uśmiechnęła się i wtuliła w jego tors.
-Idziemy?- zapytała z uśmiechem, a policzek dalej dotykał idealnie wyrzeźbionego brzucha Rudzielca.
-Tak, poczekaj tylko ubiorę koszule, a zawiążesz mi krawat? Ja nie umiem, zawsze to robi Mama- uśmiechnął się i pocałował ją w czubek głowy- A i jeszcze ślicznie wyglądasz.
-Idź już i nie słodź-popchnęła go za brzuch i weszła za nim do pokoju. Chłopak na swoje ciało ubrał białą luźną koszule, Hermiona podeszła do niego, zaczęła wiązać krawat. Stali koło okna, wszystko  było idealnie widać, na twarzy Hermiony malował się lekki rumieniec, a jej brązowe oczy połyskiwały w świetle słońca. W pokoju czuć było zapach męskich perfum, ale najbardziej zdziwił ją aromat trawy. Hermiona stała i patrzyła na oczy Rudzielca, były koloru ciemnej czekolady, a w nich skakały ogniki. Gryfonka popatrzyła na jego malinowe usta, rumieńce na policzkach, rudą czuprynę lekko postawioną na żelu. W jednej chwili chwyciła go za szyję i mocno pocałowała.
-Ej, ale za co to było?-lekko oderwał usta i popatrzył na nią wytrzeszczając oczy.
-Wiesz… za to że jesteś- uśmiechnęła się i odeszła. Fred stał w osłupieniu patrzył jak „ona” odchodzi.
Usiadł na łóżku i zaczął myśleć.-„Ona, jak to możliwe? Ja, i Hermiona Jane Granger, jest moją dziewczyną. Cały czas się starałem, i co? Nic się nie działo, a jak działo to Gilbert się wpychał…” –od razu się uśmiechnął.  Zszedł na dół, wszyscy siedzieli przy stole. Hermiona się uśmiechnęła i poklepała krzesło obok.  Ron zmierzył ją wzrokiem i popatrzył na pusty talerz. Fred usiadł obok swojej dziewczyny, nałożył sobie piure ziemniaczane, kawałek kaczki i trochę zielonego groszu. Hermiona postanowiła zrobić to samo, wszyscy rozmawiali tylko Ron siedział cicho i prawie nic nie jadł. Rudą i Szatynkę to lekko zaniepokoiło, spojrzały na siebie i wiedziały, że muszą porozmawiać z przyjacielem.
Remus i Tonks wstali, wszyscy popatrzyli się na nich, nastała cisza.
-Więc… wiecie my…-dukał Lupin.
-Kochani, chcemy wam powiedzieć, że się pobieramy- uśmiechnęła się Tonks i szturchnęła Remusa.
Wszyscy zrobili wielkie oczy, pani Weasley zerwała się i mocno przytuliła Tonks. –Moje nadzieje umarły- uśmiechnęła się lekko. 
Tonks lekko się uśmiechnęła i pocałowała w policzek Lunatyka, wszyscy zaczęli bić brawa.
-Hermiono, chciałabym abyś była moją druhną, a ty Ginny tak samo-Nimfadora podeszła do dziewcząt i je przytuliła.
-Harry, Fred, George i oczywiście ty Ron, będziecie MOIMI świadkami-Lupin posłał oczko jednemu Rudzielcowi. Wszyscy się śmiali, krzyczeli. Każdy chciał jak najwięcej wiedzieć o ślubie.  Ginny od razu wymyśliła, że szybko muszą iść na zakupy po jakąś sukienkę.  Ślub miał się odbyć za kilka miesięcy. Obiad szybko zleciał, Fred nie odstępował swojej dziewczyny na krok, a Ron, był bardzo przybity. Remus i Arthur omawiali różne intrygujące sprawy. Molly i Dora krzątały się po kuchni i mówiły jaka byłaby ich suknia dla Nimfadory, oczywiście co chwila się śmiały i chichotały.  Młode pokolenie siedziało w pokoju dziewcząt i grało w karty i „Eksplodującego durnia”.  Harry i Ginny się przytulali, to samo robiła Hermiona i Fred.
-Och… rzygać chce mi się tą miłością-Ron zrobił krzywą minę, wstał i wyszedł trzaskając drzwiami.
-Co to się dzieje?-z dołu było słychać głos pani Weasley. Wszyscy patrzyli po sobie, nie wiedzieli co mają myśleć o zachowaniu Rona. Posiedzieli i koło północy zaczęli się zbierać. Remus i Tonks przed chwilą się teleportowali, Harry, Fred i Geroge już byli w swoich sypialniach. Hermiona poszła się myć, weszła pod prysznic, ciało namydliła tym razem olejkiem o zapachy lawendy. Ten kwiat podobno uspokaja. Pomyślała, że ten dzień był cudowny i może nie będzie mieć koszarów.  Gryfonka zmyła makijaż, umyła zęby rozczesała włosy i w swojej fioletowo niebieskiej piżamie wgramoliła się pod kołdrę. Hermiona już zasypiała, jednak jej oczom ukazał się widok jej rodziców rozszarpywanych przez wilkołaka. Dziewczyna leżała w łóżku kilka godzin zanim zebrała się i z kołdrą poszła do pokoju Freda. Położyła się obok i przytuliła do chłopaka.
-Mionka? Co ty tu robisz?-zapytał zaspany.
-Miałam koszmar, a obiecałam że przyjdę. Więc jestem-uśmiechnęła się- śpij dalej.
Fred objął dziewczynę rękoma, pocałował w czoło i położył brodę na czubku jej głowy. Hermiona nie mogło długo zasnąć, jednak po godzinie oddała się w objęcia Morfeusza.
                    *            *     *
Para obudziła się wcześnie rano. Pogoda była okropna. Padał deszcz, co chwila się błyskało, pioruny waliły gdzie popadnie, słychać było głośnie grzmoty. Hermiona zastanawiała się czy szybko nie wstać z łóżka i pobiec do siebie, jednak poczuła motyle w brzuchu. Podniosła głowię i lekko musnęła ustami malinowe usta Freda. Ten spuścił wzrok i popatrzył w jej czekoladowe oczy.  Przytulił ją mocniej. Hermiona poczuła słodki zapach jego skóry, zmieszany z zapachem jej lawendowego olejku do ciała. Miała ochotę się rozpłynąć, deszcz lekko dudnił w okna. Co jakiś czas w pokoju robiło się co raz to jaśniej od piorunów.  Zakochani chcieli tak leżeć  cały czas. Jednak wiedzieli, że czym prędej muszą wstać, i Hermiona musi wrócić do swojego łóżka. By pani Weasley nie robiła problemów.
-Misiek ide do siebie, zobaczymy się na śniadaniu- uśmiechnęła się i pocałowała go w usta.
-A co jeżeli cię nie wypszcze?-uśmiechnął się łobuzersko-No i co teraz zrobi moja mała, słodka Mionka?
-Haha, chciałbyś- Dźgnęła go palcem w żebro, a on lekko odskoczył i spadł z łóżka. Hermiona szybko wstała, wzięła kołdrę i poszła do siebie. Podeszła do przyjaciółki i usiadła na niej. Ta lekko podniosła głowię i rzuciła jakieś przekleństwo w stronę przyjaciółki. Na to Szatynka  cmoknęła ją w policzek i poszła do łazienki. Rutynowa poranna toaleta wyglądała jak zawsze tak samo. Jednak dzisiaj wszystko było inne.  Atmosfera w pomieszczeniu cieplejsza, zapach intensywniejszy, Według Hermiony wszystko było po prostu lepsze odkąd zakochała się w Rudzielcu. Ubrała się w szare dresy i białą bokserkę. Włosom pozwoliła opadać lekko na jej ramiona. Usiadła na dużym parapecie i patrzyła na rozpościerające się łąki. W pokoju było trochę duszno, więc Gryfonka otworzyła okno. Do pokoju wpadło zimne, rześkie powietrze. Czuć było zapach deszczu, burzy. Do pokoju wpadał szum mokrych liści i odgłosy kapiących kropli. Było magicznie, Hermiona wdychała świeże powietrze, mogła tak siedzieć cały dzień.


Nie jest on tak długi jak chciałam... Jednak nie mogłam dłużej zwlekać z dodaniem. :* Cieszę się, że mam nową czytelniczkę. Ewelina ;*. Komentujcie, bo to sporo dla mnie znaczy. :* / Hedwiga