piątek, 24 stycznia 2014

Rozdział XV

Leże w łóżku, w całym pokoju panuje mrok, klimatyzacja lekko huczy. A ja nie moge pozbierać myśli.
Aksamitna pościel lekko muska moje ciało. Wyobrażam sobie jak teraz jest w Norze.
Już miałem zasypiać, kiedy w kącie pokoju pojawia się mała srebrzysta plamka. Rozprzestrzenia się, zwiększa swoją objętość. Jest coraz jaśniejsza. Moje serce zaczyna wypełniać radość, czuje niezmącony pokój, jakiego nigdy nie doświadczałem. Czuje jakby moje ciało zanurzało się w krystalicznej wodzie, jakby wielka rześka fala obmywała moje stopy. Światło przybiera postać wydry, i w moim żołądku czuje ucisk. Nie wiem czego mam się spodziewać, czy wrzasku, czy też może głosu przepełnionego obojętnością.
Gdy wydra otwiera buźke, z jej wnętrza wypływa cichy szept.
-Tęsknie-słysze jej głos, mam ochote deportować się. Objąć ją w ramiona, pocałować. I wyszeptać ile dla mnie znaczy.
-NIE-krzycze sam do siebie. Nie moge tego zrobić. Nie moge tutaj się teleportować. Uciekłem tu by pobyć sam, wrócę kiedy to będzie słuszne. Ona ma zatęsknić, niech wie jak ja się czułem kiedy wolała biegać za Gilbertem...Co jest najgorsze? Że jednocześnie tak bardzo jej nienawidzę, i tak bardzo ją kocham.
Mam już dośc, z zamyślenia wybudza mnie pukanie do drzwi.
-Proszę- udaje zaspanego.
-Amm Oj Stary, nie wiedziałem że spisz- W moich drzwiach pojawia sie mój przyjaciel.
-Nie spałem. Zasypiam, a przynajmniej próbuje.
-Dobra, nie interesuje mnie to- zaczyna się śmiać-Idziemy na imprezę. Koleżanka Clary nas zaprosiła, Młoda nie idzie bo umówiła się ze swoim chłopakiem. Fajny koleś, Mugol niestety...Ale to nic, i tak Clary i ja jesteśmy czystej krwi-Nie wiem o czym on nawet mówi... John'a jedyną wadą jest to, że ma manie na punkcie czystości krwi...
-Dobra stary, nie interesujmy się tym, a ty wstawaj i się szykuj-klepie mnie po plecach i wychodzi.
Podnoszę się z łóżka, podchodzę do szafy, wyciągam czarne spodnie z niskim krokiem, koszulę w kratę, czarno białą. Idę do łazienki, wchodzę pod prysznic. Stoję tak już kilka, a woda obmywa ciało.
Wychodzę, i obwiązuje ręcznik na wysokości pasa.
   Jestem gotowy do wyjścia.

*~*~*~*

Dzień w Norze, zaczynał się jak każdy inny. Słońce świeciło niemiłosiernie, powietrze było ciężkie i gorące.
Wszyscy jeszcze spali, była sobota więc Pan Weasley, nie musiał iść dzisiaj do pracy. Gryfoni mieli zamiar spędzić ten dzień nad jeziorem. Było ono niedaleko domu. Masa chłodnej, przejrzyście czystej wody. Zielona trawa, jedzenie, lodowate picie, cień który dawały wielkie dęby, dwie opony przywiązane do ich gałęzi. Można chcieć czegoś więcej w ostatni miesiąc wakacji? Oczywiście, że nie. Na ogromnym stole w kuchni, widniały dwa wielkie kosze, wypełnione kanapkami, sokami, słodyczami, a także najrozmaitsze rodzaje owoców. Jednak to, co najbardziej pożądane było w upały, chłodziło się w lodówce. Szesnaście butelek piwa kremowego.
   Hermiona lekko przeciągnęła się na łóżku, uchyliła powieki.
-To będzie piękny dzień-uśmiechneła się sama do siebie, i usiadła na łóżku. Zobaczyła na zegarek, a w jej głowie pojawił się pomysł by jeszcze położyć się na krótką drzemke-Nie-mrukneła sama do siebie.
Podeszła do szafy, i uchyliła drzwi. Wyciągnęła bikini, shorty i luźną białą koszule. "Trzeba by się ogolić" Pomyślała i popędziła na paluszkach do łazienki. Tam rozebrała się do naga, i zaczęła wykonywać poranną toaletę. Ogoliła się tam gdzie powinna, umyła włosy, zęby. Nie malowała się, bo wiedziała, że przecież i tak makijaż za niedługo spłynie z jej twarzy. Gdy jeszcze stała naga, posmarowała się kremem z filtrem.
Ahhh jednak Mugolskie nawyki zostały z nią, pomimo tak długiego przebywania w świecie Magii.
-Można by pojechać z Ginny, Ronem, i George'm do moich rodziców. Jest dużo miejsca...
Ta myśl jeszcze chwile męczyła Gryfonke. Dziewczyna ubrała się, biała koszula idealnie podkreślała jej opalenizne, a jeansowe shorty podkreślały smukłość jej nóg, włosy zaczesała w wysokiego kucyka.
Dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem, a w jej policzkach pokazały się dołeczki. W oczach zaświeciły się małe ogniki.
    Geroge i Ron, leżeli jeszcze zaspani w łóżkach. Po chwili do ich pokoju wtargnęły dwie piękne dziewczyny. Ruda ubrana w białą zwiewną sukienkę, włosy lekko opadały na jej delikatnie opalone ramiona. Szatynka ubrana w koszule.
-Oooooo-stęknął Geroge-Kiedy wy stałyście się takie piękne?!-dziewczyny zaczęły się śmiać.
Szatynka rzuciła się na Georga a Ginny na Rona. Wszyscy co chwila krzyczeli i śmiali się.
-Ejejejeje Rudy gdzie z tymi łapkami?-Hermiona zaczeła się śmiać, po chwili już leżała na ziemi, a Rudzielec siedząc na niej łaskotał ją tak, że tej brakło tchu.
-KONIEC-wykrzyczała Pani Weasley, stała w drzwiach w koszuli nocnej, po jej twarzy można by się spodziewać, że zaraz podejdzie i każdemu da po głowie. Ale ta tylko zaczeła się śmiać.
-Dziewczęta, do kuchni i pomóżcie mi, a wy dwaj Rudzielce ubierać się-wszystko to mówiła tak miłym tonem, że każdy wiedział że musiała wstać w dobrym nastroju.
-Po was jesteśmy rudzi-zaśmiał się Bliźniak-Nie żebyśmy narzekali-po chwili dodał Ron.
-No spróbowałby który, po tyłku by dostał-Molly zaczeła się śmiać, i po chwili zniknęła za drzwiami.
Wszyscy wstali, otrzepali i zaczeli wykonywać polecenia Pani domu.
       Jajka z bekonem już skwierczały. W kuchni unosił się zapach jedzenia, głodny czarodziej już by się ślinił. Dziewczyny rozstawiały soki w dzbankach. Czego dusza zapragnie, dyniowy, pomarańczowy, jabłkowy, a nawet rabarbarowy kompot, który Pani Weasley gotowała w nocy.
Po kilkunastu minutach wszyscy zasiedli do stołu. Ron i Ginny objadali się bekonem, jajkami, tostami. Popijali też, sok jabłkowy. Hermiona zajadała się tostami z jajkami, popijała sok pomarańczowy. Wszyscy co chwila śmiali się, rozmawiali, i jedli. Po śniadaniu chłopcy sprzątali, a dziewczyny przygotowały jeszcze jedzenie na piknik. Okazało się,  wszystkie kanapki ktoś zjadł w nocy.
-Ron, przez twoją żarłoczność musimy robić znowu jedzenie-Hermiona przewróciła oczyma, i zabrała się do robienia kanapek. Długie cztery bagietki przecieła na pół.
-Z czym ty je robisz?- Bliźniak uśmiechnął się, i stanął za plecami Gryfonki.
-W świecie Mugoli są, takie bary kanapkowe, lepszych w życiu nie jadłam... No więc będą, z sałatą, serem, pomidorami, majonezem, i do nich skroje resztki kurczaka z wczorajszej kolacji. Co ty na to?- zamrugała szybko, a Rudzielec zaczął się śmiać.
-Ahhh wiesz co, będziesz mi gotować. Zamieszkasz u mnie, i będziesz mi gotować. Co ty na to?
-Hahaha, jak mój mąż się zgodzi.
-Trudno, rzucę Imperio, albo to ja będę twoim mężem-Ruda i Ron wytrzeszczyli oczy, oboje wiedzieli, że coś się święci.
-Neeee, ustaw się w kolejce Weasley.
      Gryfoni leżeli rozłożeni na kocach. Picie chłodziło się, przygniecione kamieniami. Szatynka i Ruda już zasypiały. Chłopcy cicho podeszli do nich, i chlusnęli wodą z wielkiej butelki po soku. Dziewczyny zaczeły piszczeć.
-George Weasley, umrzesz śmiercią tragiczną!-Hermiona szybko poderwała się i zaczeła gonić Rudzielca. Te stanął jak wryty. Złapał ją w pasie, i pobiegł w stronę wody.
-NIE!-zaczeła krzyczeć, i wiercić się.
-Jesteś pewna? Podobno gdy kobieta mówi"NIE" myśli "TAK"-chłopak śmiał się, wziął rozbieg i skoczył do lodowatej wody.
-Jak mogłeś. Nie odzywaj się do mnie- wykrzyczała gdy tylko wynurzyła się z wody.
-Ej, no weż. Przepraszam. Miona!- krzyczał za nią,  desperacją w głosie. Hermiona wychodziła już z wody. Była już na piasku, woda ociekała z jej ciała. Gryfonka ubrana była w bordowy kostium kąpielowy.
Pobiegła szybko na koc okryła się, i odczekała chwile.
Mijały minuty, a gryfoni leżeli i opalali się. Szatynka powoli i cicho wstała, podeszła do jeziora, wzięła wodę do butelki, i zaczęła się skradać. Stała nad Georg'em.
-Hej-cicho i zmysłowo wyszeptała to nad chłopakiem, ten tylko uchylił powieki, a jego usta wygięły się w grymas. Rudzielec wiedział co go czeka.
-Nie-wyszeptał, i w tym momencie Hermiona przechyliła butelke. Lodowata woda spłynęła na chłopaka.
Całe ciało przeszyły dreszcze.
-Miło?-zapytała się słodkim głosikiem, i uśmiechnęła-i też tak było miło.
-Bardzo-krzywo się uśmiechnął. Po chwili Rudy poderwał się i zaczął gonić dziewczyne.
-Uciekaj Miona-Ruda krzyczała ile sił w płucach.
         Cały dzień zakończył się leżeniem na kocach, popijaniem kremowego piwa, i zajadaniem się truskawkami. Gdy zaczeło się robić zimno chłopcy nanieśli drewna, i rozpalili ognisko. Ruda pobiegła po kiełbaski, i wzieła namiot. Przyjaciele całą noc śpiewali, piekli kiełbaski, popijali piwo, i tańczyli.
Hermiona dawno się tak nie bawiła. W końcu poczuła się jak normalna nastolatka. O niczym nie musiała myśleć, nie musiała nic planować. Dzisiaj poprostu żyła.

*~*~*~*

Fred siedział z Clary na tarasie. Popijali kremowe piwo, i śmiali się. Blondynka ubrana była w luźny brązowy sweter, białą bokserkę i jeansowe rurki. Rudzielec siedział w bordowej bluzie z białym suwakiem, i sznurkami. Przed chwilą blondynka śmiała się, że wygląda jak z jakiejś broszury. Miał na sobie luźne szare dresy, i biały podkoszulek.
-Nie jesteś zmęczona?-zapytał się, a ona tylko odpowiedziała uśmiechem.
Wiatr lekko wiał z nad morza, a na plaży jacyś ludzie robili ognisko.
-Nie tęsknisz za domem?-zapytała się, i utkwiła wzrok w jego źrenicach.
-Wiesz, tęsknie oczywiście, nigdy nie rozstajemy się z Georgem, ale musiałem wyjechać.
-Dziewczyna?
-Hmmm. mniej więcej-uśmiechnął się lekko-No opowiadaj, a nie- Blondynka zaczeła się śmiać.
-Średniego wzrostu, szczupła Szatynka. Czekoladowe oczy, malinowe usta, dołeczki. Jest bardzo inteligentna, miła. Wiesz jedyny minus, jest za bardzo poukładana... Czasem mnie to wkurza, ale da się ją rozruszać.
-Hmmm, może nie pasujecie do siebie...- Mruknęła cicho.
-Teraz ty opowiadaj o swoim chłopaku.
-Bardzo wysoki, Blondyn, zazwyczaj jest opalony. Dużo serfuje, uwielbia czytać książki. Hmm. Miły, pomocny, czasem jest wredny, i szybko się wkurza, ale to nic w porównaniu z tym jak dba o mnie. Jest poukładany, i ma piękne niebieskie oczy.
-Jakbym słyszał o charakterze Miony.
-Poznaj mnie kiedyś z nią-uśmiecha się.
-Hmmm wiesz to skomplikowane. Nie jestem jedyną osobą która zabiega o jej serce...
-Rozumiem.
-Dobra młoda, my tu gadu gadu, a ja powinienem iść spać- oboje zaczynają się śmiać.
-Serio?Jest dopiero dziesiąta, a ty mi mówisz o spaniu?
-No dobra, idź zrób herbatę, weź koc, i przychodź-Dziewczyna podniosła się. Nie było jej dłuższą chwilę.
Fred siedział, i patrzył się na morze.
"Może do niej napisze, tęsknie już"-pomyślał, i coś go zaczeło męczyć... Wiedział, że tęskni za nią, ale bał się tego co będzie jak wróci do domu, a co dopiero do Hogwartu, to już jego ostatni rok, nie chce go spędzić, na męczeniu się z dziewczyna która nie potrafi docenić jego starań.
   Clary wróciła na taras, w ręku trzymała dwa ogromne kubki z herbatą, a pod pachą miała wielki brązowy koc.  Usiedli obok siebie, i przykryli się kocem. Śmiali się popijali herbatę, żadne z nich nie miało już ochoty na piwo kremowe. Mijały godziny. Gdy noc robiła się jaśniejsza, a słońce zaczynało już wchodzić na horyzoncie, czarodzieje zasnęli.



 Rozdział jakoś szybko mi się napisało. Chce podziękować mojej grypie. Tak dzięki niej go napisałam, miałam sporo czasu, i tak jakoś jak zasiadłam na kanapie pod kocem i z kubkiem herbaty, wena pryszła.
Jeżeli przeczytasz rozdział, daj komentarz. Może być to nawet zwykłe serduszko. Chce wiedzieć, że ktoś czyta moje teksty. Naprawde, byłoby miło. Następny postaram sie dodać bardzo szybko a nawet już teraz się zabiore za początek.
Zapraszam na moje Dramione : KLIK 

Życzcie weny, i zdrowia. Całusy Hedwiga :*