piątek, 23 sierpnia 2013

Rozdział XII

Hermiona szybko pobiegła do drzwi Harry'ego. Uderzała pięściami w drzwi, jej kostki już poczerwieniały.
Drzwi otworzył Rudzielec, Gryfonka nawet nie zareagowała. W mgnieniu oka przesuneła Rona.
Podeszła szybko do Harry'ego i dała mu liścia.
-Za co to?-wykrzyczał Wybraniec łapiąc się za policzek.
-ZA CO?!-wykrzyczała-Za to, że moja przyjaciółka leży w łóżku i płacze, za to że ją skrzywdziłeś, za to że sodówka uderza ci do głowy. I za to, że jesteś egoistycznym palantem-Hermiona nie przestawała krzyczeć na Gryfona.
-Stary co jest- powiedział Ron odciągając Hermione, która miała już kilka razy zadać mocnego sierpowego.
-Co jest?-Hermiona się wyrwała i staneła obok Rona-Ten wredny .... przemilcze to. Spotyka się potajemnie z Chang- wydarła się Szatynka.
-CO?!-wykrzyczał Rudzielec-Jak ci zaraz dam w łeb to zmądrzejesz. Obiecuje!
-Stójcie-powiedział oniemiały Brunet-Wysłuchacie mnie?-oboje pokiwali głową-Ja kocham Ginny, i nigdy jej nie skrzywdzę.  Cho chce się spotkać, więc się zgodziłem. Mam zamiar jej wytłumaczyć, że to Ginn jest moją miłośćią, a tego samego wieczoru chciałem jej podarować to- wyciąga z kieszeni koszuli małe pudełeczko. Hermiona je otwiera i widzi mały wisiorek w kaształcie serduszka na którym jest wygrawerowane "Lumos".
-Ale słodko. Idź do niej-oddała Hermiona podarunek-Ale czemu "Lumos"?
-Bo ona jest moim światłem- Harry się uśmiechnął i spuścił wzrok.
-Oooooo, biegnij. Nie pozwól jej płakać- uśmiechneła się Hermiona, a Ron poklepał go po plecach, gdy go mijał.
-Ej Ron co ty ostatnio taki smutny chodzisz?
-Nie wydaje ci się-uśmiechnął sie lekko i spuścił głowe w dół.
-Ej-Szatynka podeszła do niego i staneła na przeciwko. Ron się wyprostował i w jednej chwili pocałował przyjaciółkę. Hermiona nie odskoczyła. Podniosła się na palcach i mocniej go pocałowała.
-Co my robimy?-zapytała się oniemiała Brązowooka.
-Nie wiem, ale musiałem to zrobić. Hermiono zależy mi na tobie-chciał ją pocałować, ale ta tylko odskoczyła.
-Nie Ron. Nie wiem dlaczego to zrobiłam, ale ja kocham Freda. I tylko jego potrzebuje zrozum to-popatrzyła się i go lekko przytuliła. Jednak teraz po przyjacielsku.
-Dobrze, zatrzymaj to dla siebie dobrze? Nie chce się kłócić z Fredem, to mój brat. Boże jaki ja jestem głupi-Odwrócił się i położył w łóżku.
-Ej to moje wina, powinnam się odsunąć...- poklepała go po plecach.
-Nie.
-Kocham cie Ron-uśmiechneła się.
-Jak to?-zapytał oniemiały.
-Kocham cie jak brata. Zawsze będę cie kochać-uśmiechneła się i wyszła z pokoju.
Szła do siebie, jednak przypomniała sobie o Ginny i Harry'm. Hermiona postanowiła pójść do swojego chłopaka. Nie mogła nic ukrywać przed nim.
              *               *                   *
(W tym samym czasie)
Harry wszedł do pokoju Ginny, zobaczył ją leżącą na łóżku. Słyszał jak płakała, nie mógł sobie wybaczyć.
Położył się obok niej i ją mocno pocałował w kark.
-Odejdź ode mnie- wyszeptała.
-Nie, nigdzie nie pójde. Nie zostawie cie, nawet tak nie myśl. Kocham cie-uśmiechnął się.
-A co z Cho? Nie chce być tą drugą-wypowiadając te słowa łza spłyneła po jej policzku.
-Chciałem jej wyjaśnić, że tylko ciebie potrzebuje-dodał.
-Potrzebujesz, chcesz czy kochasz? Wiesz to są trzy różne rzeczy.
-Potrzebuje, chce i kocham-odrzekł.
-Obiecujesz?-zapytała się, a on popatrzył się głęboko w jej oczy i lekko pocałował. Ginny wiedziała, że Harry jej nie okłamał-Dobrze wierze ci, ale pójde tam z tobą.
- Oczywiście, mam coś dla ciebie-przytulił ją mocniej.
Otworzył pudełeczko, Ginny usiadła na łóżku a Harry założył jej wisiorek.
-Jeju, jak słodko-pocałowała go w usta.
-Wszystko już w porządku?-zapytał się Harry.
-Wszystko, dobrze. Niepotrzebnie przepłakałam tyle nocy
 -No niepotrzebnie, nie chciałem cie denerwować. Wolałem ci nei mówić, bo ty Cho nie lubisz-wypowiadająć te słowa Harry, Ginny zrobiła krzywą mine.
*                 *                *
Hermiona poszła do swojego chłopaka, weszła do niego do pokoju. Fred i George właśnie grali w szachy czarodziejów. Gryfonka podeszła do swojego chłopaka i przytuliła go od tyłu.
-Nie ładnie tak. Nie po Bożemu-zaśmiał się George.
-Boże... Ty to tylko o jednym-zaczeli się śmiać.
-Fred, możemy porozmawiać? To jest bardzo ważne-Hermiona miała posępną mine.
-No dobrze-Fred widocznie zmarkotniał. Para odeszła i poszła sobie usiąść na parapecie. Drugi Rudzielec wyszedł z pokoju. Hermiona zaczęła skubać swój sweter.
-Nie wiem od czego zacząć. Bo widzisz... Byłam u Ginny, ale mniejsza z tym-lekko odetchnęła-Bo stałam naprzeciwko Rona i on mnie pocałował-Fred zaciskał zęby-Najgorsze jest to, że ja odwzajemniłam ten pocałunek. On mi powiedział, że mnie ...kocha-ostatnie słowo wyszeptała.
-Co powiedział?-zapytał się lekko czerwony na twarzy.
-Powiedział, że mnie kocha... Ja mu powiedziałam, że też go kocham. Ale tylko jak brata-spuściła głowę w dół.
-Jezu... Wiesz co, przeżyłem tego Gilberta. Ale z moim bratem? Nienawidze was-Fred szybko wybiegł z pokoju. Hermiona siedziała, na parapecie a łzy płyneły po jej policzku. Nie wiedziała co ma robić.
Wyszła z pokoju. Poszła do siebię, położyła się na łóżku, i cały czas płakała.
-Ej co jest?-do pokoju wszedł George, zobaczył płaczącą przyjaciółke.
-Ron, mnie pocałował... A ja jego też-Hermiona jeszcze bardziej płakała.
-Nie moge w to uwierzyć, to dlatego był taki przyćmiony-zaśmiali się na chwile-Tak zabrzmiało to jak z jakiejś reklamy.
-Dobra, czekaj zaraz z nim pogadam.
-Z kim? Nie do Rona nie idź, ja to już sama załatwiłam-powiedziała Hermiona i poszła do łazienki.
George zszedł na dół, od razu skierował się do ogrodu. Na dworze była paskudna pogoda, deszcz lekko siąpił.
-Ej stary, ona cie kocha. Płacze teraz, Ron jest głupi ale nie pozwól mu tego zniszczyć. Tyle przeżyliście ona cie wybrała, a ty ją zostawiasz bo nasz powalony braciszek ją cmoknął w usta?-zapytał ironicznie Fred.
-Masz racje, jej wybaczę-od razu wstał z ławki i pobiegł do domu.
-Ah te dzieciaczki-powiedział pod nosem George wstał i wrócił do domu by nie przemoknąć.
                        *                *                *
Hermiona siedziała w łazience, było to jej jedno z ulubionych miejsc. Tu była cisza, i nie ukrywała tego tu też zazwyczaj było ciepło. Usiadła na podłodze, nie myślała o niczym. Teraz tylko płakała.
Weszła pod gorący prysznic, jej skóra zaczeła robić się różowa. Hermiona namydliła ciało olejkiem waniliowym i lekko spłukała skórę by zapach nadal pozostał. Owineła się ręcznikiem, ubrała się w długie pasiaste spodnie od piżamy i zwykłą fioletową bluzke. Na to założyła swój ulubiony niebieski szlafrok. Włosy lekko spieła w luźnego koka, i wyszła. Pierwsze co zrobiła to usiadła na parapecie.
Do pokoju wtargnął cały mokry Fred.
-Co?-wyszeptała Szatynka, Rudzielec w jednej chwili podbiegł do niej i chwycił w ramiona.
-Kocham cie, i nic tego nie zmieni. Gdyby zrobiła to inna dziewczyna już dawno miał bym ją gdzieś, ale nie ciebie. Obiecaj tylko, że nie zrobisz tego więcej-popatrzył się w jej oczy a ona tylko przypieczętowała to soczystym buziakiem.
-No a teraz, Fredzie Weasley odstaw mnie bo jestem cała mokra-zaśmiali się oboje.
Siedzieli na parapecie przytuleni, i rozmawiali o tym co było, jest i co będzie. Cały wieczór minął bardzo spokojnie. W nocy Hermiona poszła do Rona porozmawiać.
-Ej śpisz?-zapytała się cicho.
-Nie a co? Chcesz buziaka?-zapytał się ironicznie.
-Walnij ty się w łeb, albo jak wolisz zrobi to mój CHŁOPAK-ostatni wyraz mocno zaakcentowała.
-No ej, dobra rozumiem-uśmiechnął się.
 -Ron, zapomnij o tym. Powiedziałam Fredowi, nie bądź zły na mnie. Nie wyobrażaj sobie nic-powiedziała i od razu wyszła z pokoju. Ron wybiegł za nią.
-Jak mogłaś, prosiłem cie. Nie jesteś przyjaciółką, jesteś nikim-wykrzyczał podszedł do niej i ją mocno pocałował w usta. Hermiona odsunęła się szybko i wymierzyła w policzek Rudzielca.
-Wiesz co jest najgorsze?-Ron odchrząknął-Że przez swoją głupotę straciłeś osobę której na tobie zależało-odwróciła sie i wyszła.
Dochodził już świt. Hermiona nie mogła spać, tej nocy księżyc świecił wysoko na niebie. Teraz nie było już nic widać. Całe sklepienie było przysłonięte chmurami. W powietrzu czuć było zimno. Hermiona uchyliła okno. Jej płuca wypełniło lodowate powietrze, poczuła ukłucie w sercu. Po jej policzku spłyneło kilka pojedynczych łez.
-Dlaczego to się dzieje mnie? Straciłam Rona... a niebawem pewnie stracę i Freda. Jaka ja jestem głupia-wyszeptała i zamknęła oczy. Hermiona spała.
 
Siedzę na ziemi. Niebo zachodzi chmurami, momentalnie robi się ciemno. Nie wiem co mam robić, w brzuchu czuje ukłucie, głos więźnie mi w gardle. Nad moją głową słyszę świst, widzę jak drzewo naprzeciwko mnie opada. Jego kora rozrywa się na miliony kawałków. 
-Uciekaj, szybko!-krzyczy męski głos. W jednej chwili zrywam się z ziemi. Biegnę moje nogi plączą się o siebie. 
-Nie! Nigdzie nie pójdę bez ciebie-Krzyczę, i kątem oka widzę te brązowe oczy patrzące na mnie z miłością. On się uśmiecha, rozumie że nie zostawie go. 
Zaklęcia miotają w moją stronę, a ja tylko próbuje je odbijać. Jednym chyba obrywam. Bo po kilkunastu minutach budze się a po mojej brwi cieknie ciepły płyn. Podnoszę głowę i widzę tylko wysoką rudowłosą postać wiszącą w powietrzu. Z mojego gardła wyrywa się krzyk. Nie wiem czy donośny, ale widzę, że wysoki Brunet idzie w moim kierunku. Opadam na ziemie, chłopak pochyla się nade mną. 
-Nie bój się, udawaj nie przytomną. Pomogę ci-wskazuje oczami na Rudzielca-Nie bój się, jemu też pomoge-chłopak lekko się uśmiecha-Pamiętaj Hermiono zawsze będę cie kochał.
-Przepraszam-wyszeptuje i ponownie wskazuje oczyma na postać wiszącą w powietrzu. Potem zamykam oczy i słyszę tylko kłótnie. 


Komentujcie, bo to wiele dla mnie znaczy. ;* Pozdrawiam Hedwiga. 
A ten rozdział chcę dedykować Natalii. Dziękuje za wszystko. 

poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Rozdział XI



Hermiona siedziała na parapecie, jej ciało przeszywały lekkie dreszcze, wywoływane przez podmuchy chłodnego powietrza. Patrzyła się na oddalone łąki, chciała poczuć się wolna.
Marzyłaby rozłożyć ręce i wzlecieć wysoko w chmury, by przez jedną chwile nikt jej nie przeszkadzał. Chciała móc spokojnię odetchnąć. Nie wiedziała jak nazwać to uczucie, teraz siedziała i w głębi serca czuła się jak ptak w klatce. Jak piękny kanarek, który może być wolny, gdy tylko ktoś mu na to pozwoli.  Przecież ona nie tego chciała, ale nie wiedziała, co ma z tym zrobić. Dziewczyna wstała i poszła do łazienki. W pomieszczeniu unosił się zapach kwiatów, lampka przy lustrze nadawała ciepłego klimatu. Hermiona rozebrała się do bielizny i popatrzyła na swoje odbicie. Ukazała się dziewczyna w puszystych włosach, czekoladowych hipnotyzujących oczach, malinowych ustach. Była to ta sama, Hermiona co kiedyś, ta mała uczennica, z której się śmiano. Nie przeszkadzało jej to, była sobą. Nie musiała się stroić, chociaż lubiła ładnie wyglądać, ale przecież, kto chce ukrywać się pod fasadą makijażu, idealnie ułożonych włosów? Na pewno nie ona. Dziewczyna rozebrała się do naga, i weszła pod prysznic. Jej ciało opływały strumienie ciepłej wody, z lekką pianą o zapachu mięty i malin. Po kilku minutach dziewczynie zaczęło robić duszno, cała kabina prysznicowa była wypełniona gorącym powietrzem. Hermiona postanowiła wyjść. Jej gorąca skóra zetknęła się z lodowatym powietrzem zza kabiny. Hermione przeszyły dreszcze, a jej ciało pokryła gęsia skórka. Od razu wzięła ręcznik, i okryła się nim. Gryfonka rozczesała włosy, i pozwoliła im naturalnie wyschnąć, nie nakładała żadnych kosmetyków, prócz balsamu do ciała i lekko matującego kremu nawilżającemu na twarz. Włosy z każdą chwilą schły i lekko się puszyły.
Dziewczyna ubrała czarne rurki, Conversy i luźny brzoskwiniowy sweterek. Hermiona popatrzyła się w lustro, lekko uśmiechnęła i wyszła z łazienki. Przeszła przez pokój i zeszła na śniadanie. Usiadła przy stole, obok Ginny i Freda.
-Eeeeeeeee, Herma chyba się nie pomalowałaś. Wiesz może idź do łazienki i nikt nie zauważy- wyszpetała przyjaciółka z sarkazmem.
-Nie… Wiesz Ginn nie każdy zawsze musi mieć tapetę na twarzy- odgryzła się Hermiona.
Szatynka nałożyła sobie na talerz jedno jajko sadzone i kilka plasterków bekonu, do szklanki nalała sobie soku pomarańczowego. Spokojnie zaczeła jeść.
-Mionka idziemy się przejść po śniadaniu?- zapytał, Fred.
-Oczywiście- uśmiechnęła się i cmoknęła go w policzek.
Wszyscy rozkoszowali się jedzeniem, tylko Ginny siedziała z posępną miną.
-Ginny, co się dzieje?- zapytała pani Weasley, podeszła do córki i ją cmoknęła w czubek głowy.
-Nic? A co niby ma się dziać?- powiedziała Ruda z krzywym wyrazem twarzy.
-Weź się wyluzuj…- dodał George.
-Możecie się uspokoić?- zapytał Arthur.
Wszyscy ucichli, reszta śniadania upłynęła w ciszy, każdy czuł napiętą atmosferę.

                        *          *          *

Dochodziło południe, Hermiona siedziała w sypialni na parapecie, nie wiedziała, co ma robić. Czekała, aż Fred przyjdzie po nią, wkońcu mieli iść na spacer. Z każdą minutą Szatynka coraz bardziej się niecierpliwiła. Poszła do łazienki, już miała poprawić włosy, jednak przypomniała sobie o tym, co rano ją męczyło. Przebrała tylko ciuchy. Rurki, i grubszy sweter zamieniła na lekką sukienkę z krótkim sweterkiem, a trampki zastąpiły delikatne balerinki. Po czym wyszła z łazienki i  usiadła znowu na parapecie i czytała książke, w jednej chwili już spała.
-Mionko- wyszeptał Fred do jej ucha.
-Tak?-Hermiona lekko się przeciągnęła.
-Idziemy na spacer chyba, że wolisz dalej spać?-zapytał chłopak i cmoknął swoją dziewczyne w policzek.
-Ide spać-odpowiedziała bez zastanowienia.
-Hahahaha, śmieszne. Nie po to tyle się trudziłem, albo idziesz po dobroci, albo zaciągnę cie siłą- zaśmiał się rudzielec.\
-Wybieram drugą opcje- wyszeptała mu Hermiona do ucha i czule pocałowała w usta.
W jednej chwili Rudzielec poderwał się z miejsca, wziął swoją dziewczynę na ręce i zaczął nieść. Hermiona krzyczała w niebo głosy, Fred nie reagował na to. Wyniósł ją na łąki za domem.
-Zamknij oczy- wydał rozkaz. Hermiona po kilku sekundach dziewczyna spełniła polecenie.
Fred cmoknął ją w usta, a ona od razu otworzyła oczy.
Jej oczom ukazał się magiczny widok. Na zielonej trawie leżał rozłożony wielki czerwony koc. Na nim był duży wiklinowy kosz, z którego unosiła się para.
-Jaki ty jesteś słodki-wyszeptała mu do ucha i czule pocałowała go w usta-Ale teraz mnie postaw, bo jestem głodna-dodała po chwili.
Fred postawił Mione na ziemi, a ona zdjęła swoje lekko różowe baletki i stąpała delikatnie po kocu. Cała sceneria wyglądała jak z jakiegoś romantycznego filmu. Zakochana para siedząca na kocu, pijąca wodę mineralną z zamrożonymi truskawkami. Zajadająca się kurczakiem z kluseczkami ze szpinakiem w sosie śmietanowym. Hermiona ubrana była w granatową sukienkę na ramiączkach w kwiaty, miała lekki kremowy sweterek. Fred miał na sobie biały podkoszulek i granatowe szorty. Gryfoni śmiali się i rozmawiali. W jednej chwili Miona zmarkotniała.
-Ej mała, co się dzieje?-zapytał się jej chłopak.
-Wiesz, …Ginny, nie wiem, co się z nią dzieje. Słyszałeś, co mi rano powiedziała. Ja naprawdę nie chce być dziewczyną dla której liczy się tylko wygląd,przecież wiesz-wyszeptała, a jej oczy zaszły łzami.
-Jesteś, wkońcu sobą tą, Hermioną, w której się zakochałem. A to, że się czasem pomalujesz, albo jakoś ułożysz włosy nie czyni cię inną osobą. Nie zawsze musisz być wytapetowana i tak dalej… Ja zawsze cie będę kochał. Dla mnie jesteś idealna-powiedział to i otarł łezkę spływającą po policzku Hermiony.
-Kocham Cie Fred- wyszeptała te słowa i czule pocałowała go w usta. Chłopak nachylił się nad jej uchem i cicho powiedział- Zdradze ci sekret, schowaj go w sobie, wiesz najszczęśliwszy będę będąc przy tobie po drugie zdradzę ci coś w zaufaniu, kocham Cie całym sercem zrozum to. Po trzecie weź me serce i na zawsze zatrzymaj. Bije tylko, gdy jest przy tobie, tak mocno stale- i pocałował ją w szyje.
Ciało Gryfonki przeszyły dreszcze, a cała skóra była „najeżona”
Siedzieli razem, i milczeli. Nie przeszkadzało im to, że jest cicho, a nawet się cieszyli.
-Wiesz Hermiono, mam nadzieje, że nie przeszkadza ci to, że ja tak szybko wyznałem ci to, co czuje i, że nie straszę cie takimi wyznaniami- wyznał speszony Fred.
-Głupek-uśmiechneła się i rzuciła się mu na szyje.
-Co?-Fred zrobił mine urażonego psa.
-Wiesz, mówię „Głupek” a myślę ”Jak ja go kocham” -uśmiechneła się i posłała chłopakowi swój najpiękniejszy uśmiech. Resztę dnia para spędziła leżąc na kocu i obserwując chmury.
Zapadł zmrok, ale Gryfonom to nie przeszkadzało. Niebo było bezchmurne, i dało się ujrzeć każdą gwiazdę.
-Wiesz… nie pomyślałabym, że ty Fred Weasley następca Huncwotów jesteś taki romantyczny- Hermiona popatrzyła się na najjaśniejszą gwiazdę na niebie.
-Bo dla nikogo taki nie byłem, jesteś pierwszą dziewczyną, dla której się tak staram- wyszeptał i popatrzył się na profil dziewczyny.
-A twoi rodzice nie będą mieli nic przeciwko temu, że nie wracamy?- zapytała się.
-Nie, moi rodzice wiedzą o tym, nie musimy wracać na noc do domu, tam dalej jest rozłożony dla nas namiot. Jeżeli chcesz uczynić mi ten zaszczyt… To może pozwolisz mi towarzyszyć-uśmiechnął się.
-Ależ oczywiście, ale nie teraz. Na razie posiedźmy tutaj. Jest tu tak… nie wiem jak to ująć, ale tu jest magicznie-Hermiona się uśmiechnęła.
Leżeli jeszcze wtuleni w siebię kilka godzin, gdy zaczeła dochodzić godzina druga zakochani postanowili przenieść się do namiotu.
-Fred…, ale nie mam piżamy, ani szczoteczki do zębów…-powiedziała to delikatnie, by nie urazić Rudzielca, który i tak się bardzo napracował.
-Wiesz , wziąłem dla ciebie moją koszulkę, a szczoteczka i kosmetyki są w torbie-uśmiechnął Się lekko.
Już zmierzali do namiotu, Hermiona lekko odsunęła zasłonę, a jej oczom ukazał się widok wielkiego pomieszczenia, z kuchnią, łazienką, i sypialniami. Największe wrażenie jednak zrobił na niej salon, był on w kolorach jej domu.
-Idę się przebrać i wziąć prysznic-dodała przez ramie- Oczywiście misiek- odrzekł Rudzielec.
Hermiona weszła do łazienki, w powietrzu unosił się świeży zapach trawy i kwiatów.
Dziewczyna szybko się wykompała, umyła zęby i ubrała szarą o wiele za dużą koszule swojego chłopaka. Włosy spieła w luźnego koka.
Fred już leżał w łóżku, ubrany był tylko w luźne spodnie od piżamy w krate, jego umięśniony tors lekko śnił od kropli potu. Leżeli razem w łóżku pod lekką bawełnianą kołdrą. Całą noc rozmawiali, co chwila się śmiali. Nawet na jedną sekunde nie ucichli. Co chwila znajdywał się jakiś temat do rozmów.

            *          *          *
(w tym samym czasie)

-Nie wiem co chcecie przez to osiągnąć. Nie potrzebujemy jej, my musimy mieć tego mieszańca. Pottera, nie potrzebujemy tej Szlamy- powiedział kobiecy, lekko piskliwy głos.
-Ależ mój Panie, ta dziewczyna jest zbędna, tylko przysporzy nam kłopotów. Mimo iż pochodzi z rodziny Mugoli, Dracon mówi, że nie jest słaba- powiedział wysoki Blondyn.
-Ależ Lucjuszu, ja wiem, co mam zrobić. Nie potrzebni na tym świecie są mieszańcy, którzy tylko bezczeszczą naszą czystą krew-dodał Lord Voldemort.
Ludzie prowadzili lekką dyskusję jednak każdy z nich był przestraszony. Dobrze wiedzieli, że to, co mogą powiedzieć nie spodoba się ich Panu.
W pomieszczeniu panował pół mrok. Do pokoju wpadł mężczyzna w czarnej szacie, o czarnych tłustych włosach.
-Och, Severusie. W końcu zaszczyciłeś nas swoją obecnością- wypowiedział to mężczyzna bez nosa.
-Przepraszam, mój Panie-odpowiedział szybko mężczyzna i spuścił wzrok.
-Jakie masz wieści mój przyjacielu- dodał po chwili.
-Nie mam żadnych ważnych wiadomości. Dumbeldore już mi tak nie ufa. Trzyma mnie na dystans… Wiem tyle, że Granger siedzi w Norze razem z Weasley’ami- dodał.
Wszyscy zaczęli się śmiać. Tylko Snape miał posępną twarz.
Po stole sunęła Nagini.
-Moi drodzy, na razie nie będziemy nic robić. Poczekamy na rozwój sytuacji-dodał Lord Voldemort. Do pomieszczenia wszedł wysoki przystojny brunet. Usiadł przy stole po prawej stronie Czarnego Pana.
-Mój chłopcze, w końcu się pojawiłeś-odrzekł Tom.
-Tak mój Panie. Czekam na rozkazy-odpowiedział po chwili.
-Jeremy, na razie nie poznęcasz się. Poczekamy jeszcze, a ty musisz się uzbroić w cierpliwość-dodał po chwili.
 *       *        *

Hermiona zaspana wróciła do domu. W pokoju zastała zapłakaną Ginny.
-Ej co się dzieje?-zapytała przyjaciółka.
-Nic-Ruda lekko otarła łzy.
-Dobra nie musisz kłamać. Co jest?-odrzekła po chwili.
-Pamiętasz jak byłam taka wredna?-zapytała nieśmiało.
-No trudno zapomnieć Młoda-uśmiechneła się Szatynka. 
-Dobrze… Bo wieczorem jak poszłaś spać, to poszłam na dół. I Harry wysyłał gdzieś Hedwige, a potem udawał że nic się nie stało, i był spięty. Ja się domyśliłam, że o coś chodzi. I potem w jego kieszeni znalazłam list. On był od Cho- wychlipała Ruda.
W jednej chwili wyciągnęła liścik spod poduszki. Hermiona wzięła zawiniątek papieru i szybko przeczytała. To co zobaczyła zamurowało ją.
Drogi Harry.
Nie mogę się doczekać naszego spotkania.
Mam nadzieję, że Ginny się o tym nie dowie.
Twoja ukochana Cho.

Hermiona od razu przytuliła przyjaciółke.
-Zabije go- dodała po chwili i wybiegła z pokoju





Więc, rozdział był pisany cholernie długo. Napisałam wcześniej inną wersję, ale postanowiłam że teraz pozwole im odpocząć. Później nie bd już takiej sielanki. Rozdział dedykuje Natalii, która pisze świetnego bloga, dziękuje si mała. Dziękuje za to, że czekasz i jako pierwsza się o nim dowiesz. ;**
Komentujcie, bo to znaczy dużo . Całusy Hedwiga :*