czwartek, 26 grudnia 2013

ROZDZIAŁ XVI

Opieram się o ścianę. Czuje chłodne kafelki na mojej rozgrzanej skórze. Zaczyna się kolejny miesiąc lata. Fred wyjechał, i jeśli mam być szczera to nie jestem na niego wściekła. Sama trochę zawiniłam. Nie potrzebnie mówiłam komuś o Jeremy'm... Spróbuje usunąć ich z mojego życia. Ale jednak jakaś zła siła przyciąga mnie do wspomnień związanych z Rudzielcem.
      Z zamyślenia wyrywa mnie głos Ginny.
-Miona wychodź jedziemy naaaaa... ZAKUPY-jej głos jak zawsze jest radosny i ciepły. Zwlekam się z podłogi, lekko dyszę. Po ostatnich wydarzeniach jestem bardzo słaba. Chyba znowu muszę zacząć ćwiczyć.
-Już, ale chyba nie chcesz wyjść z brzydalem-zaczyna się chichrać-Ohhh, głupku ty zawsze wyglądasz ładnie-Dobra dobra, ale wole się pomalować i nie robić ci wiochy-zaczynamy się obie śmiać.
Zakładam na siebie białą bieliznę. Biorę do ust szczoteczkę do zębów, i nakładam troche pasty. Mentolowy smak rozpływa się w moich ustach. Lekko przejeżdżam tuszem po rzęsach, a na policzki nakładam trochę pudru. Ubieram luźną białą sukienkę. Włosy upinam w niedbałego koka. Już mam wychodzić, gdy przypominam sobie o perfumach. Skrapiam delikatnie ciało zapachem wanili. A w mojej głowie pojawia się miliard wspomnień...
     Wychodzę z łazienki.
-Ginn, jeju jak ty pięknie wyglądasz-uśmiecham się, i przytulam przyjaciółkę.
Ruda ubrana jest w czarne shorty z wysokim stanem, ma czerwoną koszule w kratke wsadzoną do nich. Założyła czarne trampki. Patrze się na jej twarz, mocny makijaż jak zawsze dodaje jej uroku. Włosy ma proste jak struna, lekko opadają na jej ramiona. Uśmiecha się lekko.
-Dobra Młoda, zabiorę torebkę i kurtkę i możemy iść-Zaczyna się śmiać, gdy słyszy tylko słowo "MŁODA"
-Taaaa, STARUCHO-Klepie ją lekko po czole, i do ręki łapie brązową skórzaną kopertówkę.
-Ty, a jaką chcesz kurtkę?-pyta się, i otwiera szafe.
-Biorę tę nową, Jeansową. Mama mi ją wczoraj przysłała. Wiesz taka krótka, z jasnego Jeansu-Ruda kiwa głową. Ginny bierze do ręki czarne okulary przeciw słoneczne.
-NA PODBÓJ ŚWIATA-krzycz na całe gardło, a obie zaczynamy się śmiać.
Schodzimy szybko po schodach. Wchodzimy do kuchni a mój nos przepełnia zapach... Szarlotki.
Ohhh. Przypomina mi się ta robiona przez babcie, co niedziela gdy przyjeżdżałam do niej na obiad piekła szarlotkę. Czuje się znowu jak mała dziewczynka. Przez moją głowę przechodzi obraz zwykłej niedzieli.
Otwieram wielkie białe drzwi, a zapach wanili, i jabłek dobija do mnie jak gorąca fala.
Wypełnia mnie poczucie szczęścia. Biegnę przez ogromny hol, ogarniam wzrokiem masywny kryształowy żyrandol wiszący nad moją głową. Rozpędzam się ile sił w nogach. W ramiona łapie mnie on. Jego oczu są koloru czekolady, a włosy brązowe, identycznego koloru co moje. Usmiecha sie i zaczyna mnie łaskotać. 
-Dziadkuu! -wyrywa się z mojej krtani lekki pisk. 
Pamiętam jakby to było wczoraj. Niedziela jak każda inna, ale na drzwiach wisi czarna wstążka.
Dziadek zmarł dwa miesiące po moich urodzinach. Zginął w wypadku samochodowym... Każdy mówi, że wyglądam jak jego damska wersja...
Otrząsam się, i wychodzę razem z Ginny na dwór. Ma przyjechać po nas jej kolega Marcel.
Mija kilkanaście minut, a moim oczom ukazuje się wielki czarny terenowy Jeep.
Podjeżdża pod dom, drzwi się uchylają. A z auta wychodzi on. Mierze wzrokiem każdy cal jego ciała. Zaczynając od włosów. Zjeżdżając coraz niżej. Kończę na czarnych trampkach. Podchodzi do nas, ściąga z nosa okulary. Jego błękitne oczy wpatrują się w moje. Uśmiecha się, ukazuje się mi rząd idealnie białych zębów.
-Cześć, jestem Marcel-podaję mi rękę, i przeczesuje palcami swoje blond loki. Jedno pasmo opada mu na czoło.
-Hermiona, przyjaciółka Ginn-lekko odchrząkuje, i uśmiecham się. Chłopak podchodzi do Rudej i daje jej całusa w policzek. Patrze się troche krzywo na Ginn, chyba to zauważają. Czuje się lekko zażenowana...
-Nie, nie myśl sobie Hermiono. Z Ginn znamy się od kilku lat, długo sie przyjaźnimy. Jest dla mnie jak siostra-uśmiecha się, i mierzwi grzywkę Rudej.
-Ten przystojniak z Londynu, ma dziewczyne. A właśnie, pozdrów ode mnie Clary-Zaczynają się śmiać.
-Aha-dziwnie się czuje... Kilka minut jeszcze rozmawiają. Potem wsiadamy do auta, i jedziemy do centrum handlowego. Marcel jest Mugolem. Ginny musi nieźle grać normalną dziewczyne, która nie ma nic wspólnego z magią. Co roku podobno wyjeżdża wraz z rodzeństwem do Prestiżowej Szkoły z internatem...
 Jedziemy już dobre kilkanaście minut. Podjeżdżamy pod wielką galerie handlową. My z Ginn, od razu idziemy szukać sobie ciuchów.

*~*~*~*

Podjeżdżam pod dom. Nic sie nie zmieniło, wielka biała willa na plaży. Wysiadam z auta, biorę torbę, i przekładam ja przez ramie. Wchodzę na taras, rozglądam się wzrokiem po horyzoncie, wciagam nosem powietrze. Jest one przepełnione zapachem soli. Bryza lekko muska moją skórę. Już czuje jak moje włosy się lekko kręcą. Morze ma kolor turkusu, a piasek jest idealnie złoty. Czuje się jakbym nie był w Wielkiej Brytanii a na wybrzeżu w USA. Pukam do drzwi, i słyszę hałas, ktoś chyba zbiega ze schodów. Drzwi się uchylają. Otwiera je mała dziewczynka. Jej włosy są idealnie czarne, loki opadają jej na ramiona. Jej oczy lśnią, a ona się uśmiecha. Jest cała umorusana z farby.
-Cześć-uśmiecha się, i podaje mi rękę.
-Amm. hej. Jestem Fred a ty?-pytam się, i lekko potrząsam jej rączką, która ma wielkość kilkunastu centymetrów.
-Isabell-uśmiecha się. Do drzwi podchodzi Clary. Średniego wzrostu blondynka. Jak ona się zmieniła. Jedyne co jest takie samo to jej uśmiech i oczy. Jej oczy są piękne. Maja kolor morza, takiego jak kolor wody tuż przed domem. Uśmiech jest jak zawsze szczery, jej białe zęby są idealnie i prosto ułożone. Jakby od linijki. Długie włosy są lekko pofalowane, grzywka zaczesana na bok lekko odstaje od czoła. Ubrana jest w shorty kąpielowe i luźną białą koszule. Na nogach, twarzy rękach, a także na ubraniach są ślady farby.
-Hej-uśmiecha się, i przytula mnie-Przepraszam, że tak niecodziennie wygladam, ale razem z Is malowałyśmy i... No już sam widzisz efekty- Oboje zaczynamy się śmiać.
-Czyżby to było twoje rodzeństwo?-pytam się, i czochram małej loki.
-Hahahaha, bardzo śmieszne. Nie jestem opiekunką Is. Wiesz jakoś trzeba zarobić na własne utrzymanie-uśmiecha się, i bierze małą na ręce-To co? Będziemy tu stać i gadać o niczym czy wejdziesz?
Wchodzę do środka. Idealnie białe ściany pasują do podłogi. Wszystko pachnie morzem. Patrzę się w dal i widzę kuchnie, ściany są koloru zieleni, a szafki i reszta śnieżnie biała. Wielkie okna rozjaśniają pomieszczenia. Cały dół domu jest otwarty, prócz łazienki i spiżarni. Pani Barton uwielbia gotować. 
Rozgladam się, salon jest koloru brzoskwiniowego. Na ścianach wiszą ogromne obrazy. Jedne są kolorowe i przedstawiają zachody słońca, albo wygladają jak zdjęcia różnych miejsc. Inne są biało-czarne i ukazują Clary, Johna, ich matke, i Ojca. Pan barton zmarł w I Bitwie o Hogwart, zabił go jeden ze Śmierciożerców. Pani Barton jest wysoką brunetką, chociaż jej włosy są bardziej bordowe niż brązowe. Ma zielone oczy, zawsze pomalowane usta czerwoną szminką. Ma na imie Jocelyn. Clary wcale jej nie przypomina. Ona jest podobna do Pana Bartona, jest jak jego damska wersja, za to John jest podobny do Jocelyn, jego imie zaczyna się nawet na tę sama litere co imie matki.  ojciec Clary miał na imie Christhoper. Wyoski, potężnie zbudowany blondyn, o turkusowych oczach, policzkach z dołeczkami. Był bardzo przystojny. Cała rodzina pochodzi z Ameryki, przeprowadzili się gdy tylko Jocelyn zaszła w ciąże z Johnem. Na środku leży wielki czekoladowy dywan, obok stoją dwie kanapy. Pomieszczenie wygląda na ciepłe i przytulne. Są tu ogromne okna, teraz są pootwierane, gdy słońce zachodzi pokój musi wyglądać przepięknie. Dzisiaj się przekonam.
-Zaraz zaprowadzę cie do twojego pokoju-uśmiecha się-Is, idź się pobaw do ogrodu-Dziewczynka zeskakuje z rąk Blondynki i biegnie szybko w stronę ogrodu.
-Oczywiście. Jeżeli nie będziesz miała za złe, pójdę się umyć i chwile zdrzemnę bo długo jechałem-dziewczyna kiwa głową.
-Wiem, ale chciałem dużo przemyśleć, zatrzymałem się w barze, i tak mi zeszło-Okej chodź-ciągnie mnie za rękaw koszuli.
 Idziemy po schodach. Drugie drzwi po prawej to moja sypialnia. Clary lekko uchyla drzwi, a mi aż opada szczęka.
-WOW-Dziewczyna się usmiecha.
Moim oczą ukazuje się ogromny turkusowy pokój. Na środku jest biały dywan. Pod ścianą stoi wielkie białe łóżko, na ścianach wiszą czarno-białe obrazy, panoramy NY, Londynu, Wenecji, Rio, Berlina, i innych wielkich miast.Jedna-Ale od nas nie jest do ciebie aż tak daleko. Do Londynu przecież chwile się jedzie-uśmiecha się, i posyła mi oczko. ściana jest cała w wielkich oknach, za nimi jest ogromny balkon. Naprzeciwko łózka stoi czarna szafa. Widzę jedne białe drzwi. Tak to moja łazienka. Uchylam drzwi i zapalam światło. Wielka czekoladowo-kremowa łazienka. Z ogromną wanną na środku. Są tam dwie umywalki.
-Clary, czy to na pewno mój pokój?-pytam się, a ona się zaczyna śmiać.
-Tak, moja sypialnia jest naprzeciwko, a obok jest pokój Johna. Nie przestrasz się, często tu wpada jego dziewczyna... Nie lubie jej-Dziewczyna spuszcza głowę, i wiem że musi być jakiś powód dla którego nie lubi jej.
-Dobra, mała wynocha, bo chcę się umyc i przespać. UMIERAM-Clary zaczyna się śmiać, i wychodzi-UGOTUJE OBIAD JAK WSTANE-krzyczę za nią, i tylko słyszę jej śmiech na korytarzu.
 Rzucam walizkę na łóżko i ide do łazienki.

*~*~*~*

Zapadał juz zmierzch, księżyc unosił sie lekko nad taflą wody. Idealna ciemna głębia, siła której nic nie zniszczy. Potęga która skrywa tajemnice. Fred siedział na balkonie popijając herbatę. Pomimo temperatury w dzień, skwaru który ogrzewał wszystkich, w nocy robiło się zimno. Siedział i patrzył  w dal. Jego włosy lekko powiewały muskane wiatrem, na policzkach malowały sie delikatne rumieńce, myślał o niej. Jak co noc. Tak to Hermiona Granger była jego smutkiem, radością, nadzieją. Była dla niego wszystkim co najważniejsze. Rudzielec poderwał się z miejsca, i wziął kawałek papieru, ołówkiem zaczął szkicować.
Po kilkunastu minutach, na kartce widać było ciemne wielkie oczy, delikatne usta, długie krecone włosy. Oczy dziewczyny patrzyły się z miłością, usta malowały w najpiękniejszy usmiech jaki światu dane było zobaczyć. Włosy powiewały, tworzyły tajemnice, której nikomu nie dane było poznać. A jednak autor znał ten sekret. Znał smak ust tej piekności, zapach jej perfum, widział kolor oczu gdy patrzyła na niebo, słyszał w głowie jej śmiech gdy widziała coś pieknego, czuł jej łzy w ustach, słony smak gdy płakała ,a on ją pocieszał. Fred zarysował jej policzki w delikatne półksiężyce. Po chwili obrócił kartkę i zaczął na niej pisać.
Droga Miono.
I tak tego nie przeczytasz, zaraz spale ten list. Podobno gdy chcesz pozbyć się jakiegoś uczucia, myśli nalezy napisać je na kartce. Adresując je do osoby której dotyczą. Hermiono... Jesteś pierwszą i ostatnią mysla w ciągu dnia, jesteś moją miłością, nadzieją na lepsze jutro. Powodem dla którego żyje, jedyną istotą która jest idealna. Kobiety dzielą się na dwa rodzaje: Inne, przeciętne, z wadami... I ty, idealna bez wad, z samymi zaletami. Gdy śmiejesz się, słysze cichy śpiew słowika, gdy płaczesz czuje jak kwas wyżera moje serce. Twoje pocałunki są jak delikatne muśnięcia promieni słońca, dla skazanego na niewole do końca życia. Twoje uściski są, jak wtulenie się w ciepłą kołdre po długim zimowym spacerze. Jesteś cudowna. Jesteś idealna w każdym calu. Gdy to pisze czuje zapach twoich perfum, słyszę twój głos w mojej głowie, czuje twój dotyk na moim policzku. Tęsknie za tobą. Przy tobie czuje się jak dzieciak. Każda chwila jest idealna, ale tak cholernie się boje. Że już nigdy cie nie pocałuje, że nigdy nie dotknę cie tak jak wcześniej. To dziwne... Tak małe ciało skrywa tak wielkie serce, tak dobrą dusze. I gdy mnie przytulasz czuje się bezpiecznie. Jakbym miał być szczęśliwy na zawsze. Jakby nigdy miało już nie być źle. Jakbyśmy istnieli tylko my dwoje. Kocham cie. 
    Rudzielec bierze kartkę, odpala zapałkę, i delikatnie przejeżdża ogniem po pergaminie. Obraz i słowa zaczynają płonąć. Wiatr unosi lekko zwęglone kawałki. Cały sekret, uczucia przelane na papier giną na wietrze. Nikt juz ich nie przeczyta, nikt nie dowie się jakim mocnym i pięknym uczuciem Rudzielec darzy Hermione Granger.
     
Gryfonka leżała w łóżku, przewracała się z boku na bok.  Nie mogła zasnąć, coś mąciło jej w głowie. Noc była upalna, w powietrzu czuć było zapach potu wymieszany z perfumami Szatynki. Ginny jeszcze oglądała telewizje. Pomimo iż była to rodzina czarodziei w ich domu był telewizor. Dostali go pod choinkę od rodziców Hermiony. Szatynka zerwała się z łóżka. Podeszła do okna, uchyliła je. Chłodne powietrze dobiło do jej twarzy. Całe ciało pokryła gęsia skórka. Pot nagle wysechł. Włosy dziewczyny powiewały lekko. Po chwili Hermiona już związała jej w luźnego koka. W jej czekoladowych oczach odbijał się blask księżyca. Stała jak zahipnotyzowana, jakby ta noc była ostatnią, jakby nie dane było jej już ujrzeć nigdy takiego pięknego księzyca. Dziewczyna po chwili wyrwała się z transu. Wzięła do ręki różdżke, i wyszeptała pod nosem, tak by cała reszta świata nie mogła wiedzieć co przekazuje swojemu patronusowi.
-Tęsknie-mała srebrzysta wydra pomknęła ku niebie. W ciemności wygladała jak malutki księżyc.

_________________________________________________________________________

Rodział, długi. Powiem, iż jestem z siebie zadowolona...
Coraz mniej was wchodzi na mojego bloga. Może to dlatego, że tak rzadko pisze, albo dlatego że rozdziały są nudne... Nie wiem. Czekam na waszą opinie, bo to naprawdę motywuje mnie do pisania. Prowadzę też drugiego bloga.
Jezeli ktoś chce być powiadamiany o rozdziałach to moje gg : 35027656
Pozdrawiam // HEDWIGA

4 komentarze:

  1. na pewno nie dlatego, ze blog jest nudny :) ale faktycznie moglabys pisac troche czesciej :p rozumiem brak czasu i tak dalej no ale jednak rozdzial raz na dwa miesiace to troszeczke za malo :)
    co do samej nowosci, to jak zwykle nie mam zastrzezen :) rozdzial podoba mi sie, duzo opisow i z niecierpliwoscia czekam na rozwiniecie :p domyslam sie, ze postac Marcela nie pojawila sie przypadkowo :D
    zycze weny i pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dla mnie jak zawsze wspaniały <3
    Nic dodać, nic ująć.
    Czekam na kolejny!

    OdpowiedzUsuń
  3. Pisz dalej, nie jest nudny <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Genialny blog, serio. Dowiedziałam się o nim dopiero dziś, a już przeczytałam wszystko. W żadnym wypadku nie jest nudny, wręcz przeciwnie wciąga strasznie :D. Myślę że troszkę cię to zmotywuje i doda weny :) Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. Pozdrawiam i życzę szczęśliwego nowego roku pełnego weny do pisania :*

    OdpowiedzUsuń