(Z perspektywy Hermiony)
Z koszmaru wyrywa mnie nagły ból, klatka piersiowa podnosi
mi się do góry i lekko opada. Nie mogę oddychać, nie wiem co się dzieje. Moje
całe ciało jest odrętwiałe. Na policzkach czuję lekkie pieczenie łez.
Przecieram lekko usta rękawem swetra. Patrzę się na niego, dopiero po chwili
dostrzegam, że na nim jest plama krwi. Lekko dotykam ust opuszkami palców, i
dochodzi do mnie, że ciągle z dolnej
wargi leje mi się krew. Szybko oblizuje
usta i czuje słodki smak, rozpływa się po moim języku, dociera do każdej kupki
smakowej. Tak, uwielbiam smak krwi. Opieram głowę na kolanach, i próbuję
zasnąć. Mimo, iż świt nadszedł nie widać słońca. Całe niebo jest odcieniu
szarego, a ja próbuje odgadnąć która godzina. Patrzę się na łóżko Ginny, na nim
nie widzę nikogo. Pewnie poszła do Harry’ego w nocy. Zawsze gdy męczą ją jakieś
złe sny biegnie do jego pokoju i wchodzi pod kołdrę. Jak ona to określa czuje
się wtedy „bezpiecznie” . Skądś znam to uczucie, jedyne co mi teraz przychodzi
na myśl to mój wysoki chłopak. Przypomina mi się mój sen, moje oczy znowu
zaczynają lśnić łzami. Po policzku spływa mi jedna pojedyńcza łza. W gardle
zaczynam czuć gule, jedyne co potrafię z siebie wydusić to lekki jek. Który
jest tylko rozpaczliwą nagrodą mojego strachu i słabości nad prawdziwą mną. Nie
wiem już co mam robić. Patrzę się na niebo, a jedyne co dostrzegam to czarne
postacie które miotają płomieniami na prawo i lewo. Próbuję się zerwać, ale nic
mi się nie udaje. Czuje mrowienie w nogach i rekach. Moje ciało jest sztywne,
czuje się jakbym dostała zaklęciem oszałamiającym. Próbuje krzyczeć, wołać, ale
znowu z mojego gardła potrafi się wydobyć tylko jęk, który mnie przeraża. Czuję
się winna, przecież czułam coś. Ten sen nie mógł być bez powodny. O boże…
Dochodzi do mnie jedna myśl. To nie był zwykły sen, to była magia. Dostałam
ostrzeżenie, ale czy mam wyciągać jakieś konsekwencje? Przecież w tym „czymś”
bo tylko tak potrafie to określić, Jeremy był moim sojusznikiem. Ale to on, wcześniej zaatakował Georga… Może
on jest pod zaklęciem. Wiem jedno, nie ma czasu na myślenie. W jednej chwili
ogarniam swoje ciało. Podrywam się z
miejsca i biegnę do drzwi. Zaczynam krzyczeć na całe gardło.
-ŚMIERCIOŻERCY-wyrywam głos z moich płuc, i po mimo strachu
biegne do drzwi pokoju Harry’ego i Rona.
-Wstawać!-jedyne co mi odpowiada to… cisza. Biegnę do drzwi
Freda, wpadam i moje oczy zachodzą łzami. Nikogo nie ma. Zbiegam na dół w
kuchni też nikogo nie ma, jedyne co mi przychodzi na myśl to wezwać Freda przez
Patronusa. Z końca mojej różdżki wyłania
się lekka niebieska mgiełka. Wzlatuje w powietrze i gaśnie. Skup się- powtarzam
sama do siebie. Próbuje przywołać najszczęśliwsze wspomnienie. Przypominam sobie
gdy dostałam list do Hogwartu. W mojej głowie pojawia się wizja. Chwila w
której otrzymuje list zaadresowany do mnie. Otwieram kopertę, i myśle że to
jakiś żart. Przypominam sobie, wyprawę na pokątną, zakupy i sam przyjazd na
King’s Cross. Moment w którym poznałam Harry’ego i Rona. Nasza przyjaźń i
chwila w której zobaczyłam Wysokiego chudego Rudzielca, który się do mnie od
razu uśmiechnął. Pierwsze spotkanie z nim. Po chwili otwieram oczy, a z mojej
różdżki wyskakuje idealna, uformowana postać Wydry. Połyskuje srebrnym światłem. Uśmiecham się lekko i
szepcze:”Fred, jestem w Norze. Ratuj”. Wydra daje kilka susów i od razu znika
za oknem. Po chwili Teleportują się już Fred, George, Harry i Ginny. Po chwili
Dołączają Państwo Weasley i Ron. Nie mija kilkanaście minut jak z powietrza
pojawia się Dora, Remus i Syriusz.
-Mionka co jest?- krzyczy Fred. Kątem oka chyba zauważają
płomienie na dworze. Państwo Weasley i Tonks wybiegają na podwórko. Słychać
tylko świst zaklęć. Zaczyna się lekko trzęść ziemia. Po chwili jedna ściana
jest już tylko kupką gruzu.
-Macie się teleportować do Muszelki do Fleur i Billa.
Powiedzcie im o tym, i zawiadomcie Aurorów . Wsparcie się przyda.
-Ale-otwieram usta.
-Nie Hermiono, nie ma czasu. Idźcie-Krzyczy Remus. Nie wiem
co się dzieje. Czuje się okropnie.
-Teleportujemy się parami. Ja z Mionką, Harry i Ginny razem.
A te dwa wyrzutki się sparują-uśmiecha się Fred i bierze mnie za rękę. Zaczyna mi się kręcić w głowie, ziemia
wiruje. Czuje przenikliwy ból w oczach. Pieczę, a ja nie mogę nic zrobić.Po chwili jestem już w Muszelce.
Czuje jak żołądek podchodzi mi do gardła. Nie mogę wytrzymać… Upadam na
podłogę. W mojej głowie nie ma nic. Widzę tylko ciemność…
Budzi mnie zimne
powietrze w płucach. Podnoszę się lekko.
-Która jest?-mimo iż minęło trochę czasu nie widzę nic.
Pieką mnie oczy.
-Kochanie, minęło kilka godzin. Nie otwieraj oczu… Gdy się
teleportowaliśmy ktoś rozbił szybę… Odłamki powpadały ci do oczu… Już użyliśmy
zaklęć, ale oczywiście nie jesteśmy tak dobrzy, więc poczekaj jeszcze trochę-
Fred całuje mnie w czoło. W mojej wyobraźni uśmiecha się lekko i patrzy na mnie
z miłością. W rzeczywistości znając życie, jest smutny i patrzy się na mnie z
litością. Nienawidze go nie widzieć. Po kilku godzinach mękki, bólu i
wypytywań o mój stan, i z mojej strony o to co się dzieje w Norze mam dość.
Oddaję się w objęcia Morfeusza.
* * *
Hermiona miała złe sny, co pewien czas wierzgała nogą. Jej
oddech był szybki i niespokojny. Fred tylko gładził ją po głowie. Sam bardzo
się męczył. Za oknem dalej było szaro. Jednak z każdą minutą robiło się coraz
ciemniej. W pomiszczeniu było dość jasno. Hermiona z Fredem zajmowali kanapę,
Ron siedział przed kominkiem, a reszta chodziła z miejsca na miejsce. W
powietrzu czuć było zapach kwiatów, i wanilii. Ginny postanowiła zrobić coś do
jedzenia, nie mogła siedzieć i wyczekiwać. Zrobiła kanapki i każdemu zaparzyła
kubek herbaty. Hermiona wstała i usiadła w kuchni przy stole.
-Ładnie tu- uśmiechnęła się. Rozglądała się teraz po
idealnie białej kuchni, ściany były lekko niebieskie. Stół i meble w odcieniu
śniegu. Małe akcenty można było porównać do koloru morza.
-Wiem, ale jednak jak dla mnie jest tu za chłodno-
uśmiechnęła się Ruda.
-Ginny, mam dość. Musi się to skończyć, my już za długo
żyjemy w strachu-popatrzyła się na nią Szatynka swymi mądrymi oczami.
-O czym myślisz?-zapytała się i spuściła wzrok.
-O pozbyciu się GO…
-Hah, Hermiono czy ty jesteś głupia? Nic sama nie poradzisz.
To HARRY jest wybrańcem, nie ty-Ginny się na nią popatrzyła i wyszła szybko z
pokoju.
-Nie chcesz być ze mną? To jesteś przeciwko mnie-wyszeptała.
Wspieła się po schodach do sypialni Billa i Fleur. Otworzyła drzwi, lekko na
palcach weszła na środek pokoju. Rozejrzała się, na chwile przystanęła by podsłuchać
czy ktoś nie idzie. Otworzyła czarną komodę. Wyciągnęła pierwsze lepsze rzeczy.
Dokładniej czarne legginsy, białą bokserkę i sweterek. Szybko chwyciła pierwszy
skrawek pergaminu i pióro leżące na wielkim drewnianym biurku.
„Droga Fleur
Przepraszam, że biorę twoje rzeczy bez pozwolenia, ale musze szybko
wyjść, a w piżamie chyba nie wypada… Prawda? Odkupie ci je, i obiecuje że
dostaniesz w zamian jakieś czekoladki z Francji.
Całuje Hermiona „
Ubrana szybko z włosów zrobiła długiego warkocza, na nogi
założyła ciepłe skarpety i wygodne skórzane buty Fleur. „Oj drogo mnie będą
kosztować te ciuszki”-uśmiechneła się w myślach. Zeszła po cichu do
kuchni, do swojej małej torebki zaczeła
wkładać wode, i jakieś jedzenie. Najprzydatniejsze leki i parasol. Torebka była
malutka, a każda rzecz się w niej mieściła. Prawda jest taka, że Hermiona użyła
zaklęcia na niej już w Hogwarcie. Popatrzyła się na swój wisior. Był srebrny z
literką ":S". Wychodząc założyła brązową ciepłą skórzaną kurtkę Fleur. Otworzyła
drzwi, szybko wybiegła zza ogrodzenie, by zostać nie zauważona. Biegła jeszcze
kilka dobrych minut. Co chwila się potykała. Gdy przestała już widzieć Muszelkę
zwolniła. Szła już godzinę. Zapadała noc, powietrze wyraźnie się oziębiło. Gdy
dziewczyna wydychała tlen, z jej płuc uchodził mały obłoczek. Gryfonka odwróciła
wzrok. Popatrzyła się, a do niej podbiegła srebrno niebieska postać. Wyglądała jak…
Hiena. Z jej wnętrza wydobywał się szept. Dziewczyna go rozpoznała, mówił to
jej Fred.
-Wróć- zwierzę po chwili znikło. Oczy Gryfonki zaszły łzami.
Różdżka wypadała z jej ręki. Słychać było tylko głuche obicie się jej o kamień.
Dziewczyna upadła na kolana, zaczeła
szybko szukać różdżki.
-Lumos-szepnęła cicho, a z końca różdżki zaświeciło się
lekko niebieskie światło, z srebrną poświatą. Hermiona usiadła pod drzewem. Gdy
przysypiała obudził ją szelest liści. Wstała i szybko się obróciła dookoła
własnej osi. Po chwili już leżała na ziemi.
* * *
Obudził mnie mocny ból w głowie, lekko dotykam włosów,
patrzę się na ręce i nie mogę zrozumieć co się stało. Jedyne co pamiętam to srebrna Hiena,
szepcząca do mnie. Nie mogę nic zrozumieć. Próbuje wstać, ale każda próba
kończy się upadkiem. Co mi jest? Nie wiem, ale leżę. Po chwili już śpię. Budzi
mnie lekki powiew wiatru. Widzę otwarte drzwi.Światło rzuca się na ściany. Są szare, znając życie kiedyś były idealnie białe. Widze na nich krople krwi. Nie moge znieść tego zapachu, jest mdły i przypomina mi szpital. Szybko wstaję, kręci mi się w głowie, ale
pomimo problemów idę.
-Nie tak szybko-odzywa się piskliwy głosik. Jestem
przerażona upadam na podłogę.
-Imperio-ktoś rzuca na mnie zaklęcie. Mimo iż nie chce stoję
idealnie wyprostowana. Kładę się na ziemi, a moje ciało kamienieje. Kobieta
wychodzi, zostawia mnie samą. Mija kilka godzin, a ja nic nie mogę zrobić. W
pomieszczeniu pojawia się światło. Wchodzi do niego kobieta w masce na twarzy.
-Leżeć Granger. Jak możesz, jak śmiesz się na mnie patrzeć.
Nie jesteś tego warta- w jednej chwili dostaję w szczękę z buta. Czuje jak krew
sączy się po mojej brodzie-Mam cie już dość, gdyby nie on… Już bym cie zabiła.
Rozumiesz? Byłabyś trupem dziewczynko-nie spuszczam z niej wzroku. Moje usta
nadal krwawią, ale się nie poddaję-Wiesz… współczuję ci. Weasley przecież cie
nie kocha. Mówił nie tylko mi jaka to jesteś kiepska. Że on woli prawdziwe
kobiety-moje oczy zaczynają lśnić łzami-O patrzcie, wielka kujonica płacze.
Trafiłam ślicznoto w czuły punkt? Ohh jak mi przykro. Crucio-moje ciało
przeszywa ból, nie myślę o niczym. Fred, tylko on mi jest w stanie pomóc.
Próbuje, ale nic mi nie wychodzi nawet najlepsze wspomnienie nie potrafi się
przebić przez mój ból-Możesz coś powiedzieć-kobieta opuszcza różdżkę.
-Wiesz, współczuje ci. Nigdy nie będziesz wiedzieć co to
miłość chłopaka, co? Freddie cię woli? O jeju, ale to ja zdzierałam mu skórę z
pleców-uśmiecham się, mimo iż kłamie nie przejmuję się tym. Życie-Dość-krzyczy
dziewczyna-Jeremy też cię tak krecił co?
-Kochaniutka, ty nawet nie wiesz jaki on jest
sliny-uśmiecham się, a nagle dostaje zaklęciem. Moje ciało rozrywa się.
-Co ty wyprawiasz?-do pomieszczenia wpada jakaś postać, nic
nie widzę. Domyslam się, że klęka obok. Wyczuwam jego zapach. Przecież ja go
znam. Ta słodka woń .Męskie perfumy, zmieszane z … wanilią. Szukam w myślach
tego zapachu. Na myśl przychodzi mi tylko uczucie bezpieczeństwa, ale i
nienawiści.
-Vulnera sanentur-szepcze mężczyzna, czuje tylko ulgę i ból znika-Już
dobrze-zapach jest dla mnie lekko duszący, w mojej głowie czuje ból nie wiem
dlaczego,ale ten zapach mnie drażni, wywołuje smutek i poczucie straty-
Episkey-czuje ból, nie mogę go znieśc. Mija kilka minut a moje ciało jest chyba
jak dawniej.
-Dziękuje-szepczę, i opadam na ziemię.
-Mogę zaczynać swoja zemstę? –pyta kobieta, mężczyzna
spuszcza głowę, i wychodzi.
-Więc, jutro wrócisz sobie do domku. Szczęśliwa, jak nigdy,
ale zapłacisz za to wysoką cenę. Rzucisz swojego chłopaka Weasley’a. Spotkasz
się, też z Jeremy’m-już wiem kim jest ta kobieta. To ona-I powiesz mu, że nigdy
nic nie czułaś. Tak wiem, złamiesz mu serce, ale cóż. Życie, prawda?-usmiecha
się i wychodzi. Nie mogę zostawić Freda,
będę mówić, coś czego nie chce, moje serce będzie pękać, a ja nic na to nie poradzę.
Płaczę, cała noc szybko mija. Moje ciało odzyskuje wolność, ale ja i tak nic
nie mogę zrobić bez rozkazu. Ja już go dostałam, ale przecież nic innego nie
zrobie póki go nie wykonam. Nienawidzę siebie. Chce umrzeć. Do pomieszczenia wchodzi Kobieta.
Stoje już przed Muszelką, wchodzę a moją twarz muska ciepły
zapach ciasteczek.
-Hermiona!-rozlegają się krzyki.
-Dzień dobry. Jest Fred?-pytam a Molly, uśmiecha się i
wskazuje na pokój na górze. Uchylam
lekko drzwi a Rudzielec rzuca mi się na szyje. Po chwili puszcza mnie, by
pozwolić mi mówić.
-To koniec. Nie kocham cie, i nigdy nie kochałam. Nie będę z
tobą. Nie chce, nie cierpię cię. Twój zapach mnie obrzydza. Nie mogę już dalej
siebie oszukiwać ani ciebie. Kocham Jeremy’ego i tylko jego chce. Jestes bez
przyszłości, niszcz kogoś innego-patrzę mu w oczy. Chce go przytulić, przez te
wszystkie złe słowa, rzucić się na szyję.
-Skończyłaś?-kiwam głową- Przykro mi, że tak uważasz. Każda
droga w pewnym momencie się rozwidla , wybieramy różne drogi , myśląc że kiedyś
się spotkamy widzisz jak ktoś coraz bardziej się oddala , to nic jesteśmy dla
siebie stworzeni w końcu się spotkamy-uśmiecha się i całuje mnie w policzek-Kocham Cie, i zawsze będę, ale jeżeli ty nic do mnie nie czujesz to cholernie przykre.
-Skończyłeś Weasley?-otwiera oczy i patrzy się głęboko w
moje.
-Co powiedziałaś?-pyta z niedowierzaniem.
-Weasley-odwracam się na pięcie, i wychodzę. Biegnę na dół,
i nawet się nie żegnam. Stoję i czekam na nich…
Rozdział nie wiem czy jakiś dobry. Pisałam go, tak jak chciałam. I mnie się tam podoba. Przepraszam, że tyle musieliście czekać. Całusy. ps. Dziękuje Astorio ;*
Rozdział nie wiem czy jakiś dobry. Pisałam go, tak jak chciałam. I mnie się tam podoba. Przepraszam, że tyle musieliście czekać. Całusy. ps. Dziękuje Astorio ;*
Boski, boski i jeszcze raz boski :)
OdpowiedzUsuńDe nada (hiszp. nie ma za co) ;*
Patrz jak już dużo umiem ;D Czekam na kolejny i życzę weny! ;*
Świetny rozdział :)
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny. ;)
~Lumos
Genialne! *.* Po prostu cudowny rozdział.
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na kolejny rozdział ;)
Rozdział wspaniały :)
OdpowiedzUsuńŻyczę weny i czekam na kolejny rozdział ♥♥♥
~Ela ♥♥♥
ejejej... ale wrócą do siebie ?
OdpowiedzUsuńWeny
~~Lidga
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńSuper rozdział :)
OdpowiedzUsuńPrzy okazji zapraszam na prolog mojego Fremione. Twoja opinia byłaby dla mnie bardzo ważna.
http://historia-niezwyklej-dziewczyny.blogspot.com/
czekamy...
OdpowiedzUsuń